Artykuły

Mira Zimińska. Wspomnienie w 15. rocznicę śmierci

Pani na Mazowszu

Nazwisko Miry Zimińskiej kojarzy się z Mazowszem. To było ukochane dziecko Jej i Jej męża Tadeusza Sygietyńskiego. Roz-sławiło imię Polski na całym świecie. "Poczęte" zostało w roku 1948. Sygietyński zadbał o stronę wokalną, a Zimińska o wizerunek i wyraz artystyczny. To dziecko jest cudowne i wspaniałe.

Zanim została "Panią na Mazowszu", już przed wojną uwielbiały ją tłumy. Była wielką gwiazdą kabaretów warszawskich, ulubienicą publiczności. Po wojnie w roku 1947 pożegnała się z aktorstwem. Ostatni raz zagrała Kamillę w "Żołnierzu królowej Madagaskaru" z Ludwikiem Sempolińskim w roli Mazurkiewicza w nieistniejącym dziś Teatrze Muzycznym Domu Wojska Polskiego przy ulicy Królewskiej 13. W tym miejscu zbudowano przed laty hotel Victoria.

Nazwisko Zimińskiej ściągało tłumy. Na kasie wciąż wisiał napis "Wszystkie bilety sprzedane". Szturmem zdobyła leżącą wówczas w gruzach Warszawę, a Jej piosenka "A tu jest Warszawa" wzruszała i budziła reminiscencje.

Urodziła się 22 lutego 1901 roku w Płocku. Prawdziwość tej daty zaraz po Jej śmierci zakwestionował Jerzy Waldorff, twierdząc, że ujęła sobie kilka wiosen. Jego zdaniem powinna mieć setkę z hakiem. Tak czy owak, miała piękne i interesujące życie, na jego kanwie mógłby powstać wspaniały film.

Nazywała się Maria Burzyńska. Od najmłodszych lat żyła sztuką. Jej rodzice pracowali w teatrze, teatr był dla niej chlebem powszednim. Kiedy na scenie potrzebne było dziecko, tym dzieckiem zawsze była ona. Mając lat 16, wyszła za mąż za pianistę i nauczyciela muzyki Jana Zimińskiego. To On zajął się Jej edukacją i kierował pierwszymi krokami na scenie. Wspólnie koncertowali w Płocku i Radomiu. W Radomiu też zagrała pierwszą swoją rolę w "Aszantce" Perzyńskiego. Ponoć tak rewelacyjnie, że oczarowała widownię i krytyków. Natychmiast zaproponowano Jej engagement do najsławniejszego kabaretu warszawskiego Qui Pro Quo. Z nieznanej aktorki stała się szybko gwiazdą pierwszej wielkości obok Zuli Pogorzelskiej i Hanki Ordonównej, które królowały wówczas w Warszawie. Była tak niezwykłym zjawiskiem, że zaczęli pisać dla Niej teksty Julian Tuwim, Marian Hemar i Antoni Słonimski, a muzykę komponować Tadeusz Sygietyński. Od pierwszej chwili zapałał do Niej odwzajemnioną miłością. Rozwiodła się z Zimińskim i poślubiła Sygietyńskiego. Ta wielka miłość przetrwała lata. "Pokoik na Hożej" - Jej przedwojenny szlagier z muzyką Sygietyńskiego i słowami Juliana Tuwima - zrobił furorę. Śpiewała go cała Warszawa.

Kiedy po latach spotkała się ze swoją publicznością w Łańcucie, będąc już panią w zaawansowanym wieku, namówiono Ją, aby zaśpiewała go raz jeszcze. Nie bardzo miała ochotę, ale uległa prośbom i spełniła życzenie swoich wielbicieli. Obecny na widowni znany felietonista "Życia Warszawy" "Ibis" Wróblewski napisał następnego dnia takie oto zdanie: "Oglądałem ten występ - ja, stary cynik, słuchający tej 90-letniej artystki śpiewającej o miłości, czułem, jak mnie w gardle ściska". Czuli to także Jej wielbiciele.

W latach 30. ubiegłego stulecia była już nie tylko wielką gwiazdą kabaretów, ale także gwiazdą kina. Grała w "Manewrach miłosnych", w "Ada to nie wypada" i w "Papa się żeni".

W roku 1934 została redaktorem dodatku satyrycznego "Duby smalone" w "Kurierze Polskim", gdzie swoje teksty drukowali Konstanty Ildefons Gałczyński, Artur Maria Swinarski, Magdalena Samozwaniec, Tadeusz Breza i Witold Gombrowicz. Mimo odnoszonych sukcesów stale za czymś tęskniła. Ciągnęło ją do teatru dramatycznego. Wkrótce i to marzenie się spełniło. Arnold Szyfman zaprosił Ją do Teatru Polskiego, aby zagrała u niego Helenę w "Lekkomyślnej siostrze" Perzyńskiego, a Stefan Jaracz do Teatru Ateneum, aby zagrała "Pannę Malczewską" Gabrieli Zapolskiej i Antosię w "Chorym z urojenia" Moliera z Nim w roli tytułowej. Grała też "Madame Sans-Gene" Sardou z wielkim Jaraczem w roli Napoleona oraz Juliasiewiczową w "Moralności pani Dulskiej" Zapolskiej w Teatrze Aktora przy ul. Mokotowskiej. Ten dom róg Hożej i Mokotowskiej stoi do dzisiaj. Nie ma już tylko teatru, który mieścił się w podwórzu.

Z drugim wielkim mistrzem sceny polskiej Karolem Adwentowiczem zagrała w Teatrze Kameralnym na Senatorskiej, gdzie wcześniej mieściło się Qui Pro Quo, Marię w "W małym domku" Rittnera. W latach 30. grała też Kamillę w "Żołnierzu królowej Madagaskaru", a potem także Mimi w "Damie od Maxima" w nieistniejącym dziś Teatrze Letnim w Ogrodzie Saskim. Oczarowała Warszawę. W obu miałem szczęście Ją oglądać jako młody chłopak. Była rewelacyjna.

Wybuch wojny przerwał pasmo sukcesów. Okupację przeżyła w Warszawie. Śpiewała w kawiarni U Aktorek, a dochód z występów przeznaczała na pomoc ofiarom wojny. W roku 1940 po aresztowaniu przez gestapo parę miesięcy siedziała na Pawiaku. Zarzucano Jej przyjaźń i współpracę z Żydami - z Arnoldem Szyfmanem, Marianem Hemarem, Julianem Tuwimem i Antonim Słonimskim. Nie wypierała się ani tych przyjaźni, ani współpracy z nimi. W końcu dali jej spokój.

W czasie Powstania Warszawskiego była pielęgniarką w szpitalu. W spokojniejszych chwilach śpiewała patriotyczne piosenki walczącym żołnierzom. Komponował je Sygietyński. Wtedy to, pod gradem bomb niemieckich, przyrzekła Mu, że jak przeżyją wojnę, zrezygnuje z kariery i pomoże Mu stworzyć zespół folklorystyczny, o którym marzył od lat. Przeżyli. Słowa dotrzymała. I w ten sposób narodził się Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze". Pierwszy występ Mazowsza odbył się w wypełnionym po brzegi Teatrze Polskim w roku 1949. Przyjęty entuzjastycznie z niekończącymi się owacjom na stojąco.

W roku 1955 Mazowsze jako pierwszy zespół zza żelaznej kurtyny wystąpiło we Francji. Odniosło nieprawdopodobny sukces. Prasa francuska o Mazowszu rozpisywała się z zachwytem. Wkrótce po tym pierwszym sukcesie, mając zaledwie 59 lat, zmarł Tadeusz Sygietyński. Mira Zimińska została sama. Wzięła na swoje barki ciężar prowadzenia Mazowsza. Robiła to znakomicie. Kierowała nim niemalże do ostatnich chwil swojego życia. Objechała z Mazowszem obie półkule. Dała prawie 3 tys. przedstawień za granicą. Mówiono o Niej "Pani na Mazowszu", uwielbiano Ją i kochano. Wiadomość o Jej śmierci 28 stycznia 1997 roku dotarła do Jej wychowanków w chwili, kiedy Mazowsze gościło po raz kolejny w Stanach Zjednoczonych. Było tam bez Niej.

Czuła się już nie najlepiej.

Miałem szczęście znać Ją osobiście, grać z Nią młodego Mąckiego w "Żołnierzu królowej Madagaskaru" w 1947 roku i cieszyć się Jej sympatią.

W ostatniej drodze towarzyszyły Jej tłumy. W tym roku minęła piętnasta rocznica Jej śmierci. Nie wolno o Niej zapomnieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji