Między fikcją a rzeczywistością
CZŁOWIEK jest istotą skomplikowaną, a społeczeństwo jeszcze bardziej. W życiu społecznym istnieją szczeliny między tym co jest naprawdę i tym co tylko w marzeniu, na papierze, a także w... sprawozdawczości. Gogol jedną z takich szczelin wypełnia swoim oczyszczającym śmiechem.
Tłem "Martwych dusz" są stosunki społeczne w Rosji przed uwłaszczeniem chłopów, a już w warunkach świtającego kapitalizmu - za cara Mikołaja I. Chłopi stawali się często przedmiotem transakcji handlowych. Byli towarem ważnym, bo wielkie obszary domagały się zaludnienia, a właściciele ziemscy - dziedziczni i nowi nabywcy - byli niejako przedsiębiorcami tej kolonizacji. Płacono nawet wysokie podatki od liczby tych białych niewolników, którym przecież nie odmawiano duszy ludzkiej, stąd nazywało się ich "duszami".
Ale rejestrowano ich co 10 lat, a w międzyczasie jedni się rodzili, inni marli, lub uciekali, stąd liczby na papierze, między innymi przy wymiarze podatku, bywały inne niż w rzeczywistości. Jak dzisiaj niejeden spekulant potrafi zrobić interes na różnicy między ceną zadeklarowaną a praktyczną, tak bohater Gogola Cziczikow wpadł na genialny pomysł skupywania za bezcen już zmarłych, a figurujących jeszcze w spisach, po czym zastawiania ich w podbitej już cenie w odpowiedniki instytucji bankowo-pożyczkowej bez okazania "towaru", a tylko na podstawie dowodów transakcji... Z uzyskanymi w ten sposób pieniędzmi znikł z horyzontu na olbrzymich obszarach kraju.
Wielbiciele sztuk Gogola dopatrują się w jego dziełach epickich także materiału dramaturgicznego. W Rosji jest bardzo dużo przeróbek scenicznych z "Martwych dusz". Dyrektor August Kowalczyk i Jan Kurczab musieli założyć, że u nas mniejsza proporcja widzów zna tak dokładnie Gogola. Stworzyli więc coś w rodzaju fugi obrazków scenicznych, które mają dać pojęcie widzowi o kapitalnym, nie zawsze mu znanym dziele.
Pierwszorzędny zestaw aktorów, którzy słusznie w danym wypadku nie cofają się przed grą wyrazistą, nawet jaskrawą, popisuje się w tym scenicznym bryku, za krótkim by dać pełniejsze pojęcie o dziele podstawowym, za długim by trochę nie nużyć. Postarano się o zamknięcie widowiska w trzech godzinach gry. To wielka sztuka. Lecz pora roku już prosi o przedstawienia jeszcze krótsze. Ale wtedy co by zostało z dzieła Gogola? Sprawa frekwencji staje się więc zagadnieniem otwartym i kwadraturą koła.