Artykuły

Krakowskie teatry. Sezon 2004-2005

"Zaratustra", "Krum", Łaźnia w Nowej Hucie, dwa nowe festiwale - baz@rt i re_wizje, i jeden z tradycjami - Reminiscencje - to największe plusy zakończonego właśnie sezonu teatralnego. Wiele emocji wzbudził spór o Stary Teatr. Jedni uważali, że scena upada, inni - że wręcz przeciwnie, właśnie wychodzi z marazmu - pisze Joanna Targoń.

Lato, ciepło, leniwie... Teatry albo nie grają, albo uruchomiły repertuar stosowny na długie upalne wieczory. Niektóre wyjeżdżają na festiwale do tych krajów, gdzie nawet latem ludzie chodzą na poważne przedstawienia. "Bracia Karamazow" Lupy są w Barcelonie, "Krum" Warlikowskiego jedzie do Palermo i Awinionu, "Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" Zonia do Edynburga, "Bułhakow" Wojtyszki - do Kijowa. Jaki był sezon? Końcówka była efektowna - w połowie maja wybuchł spór o Stary Teatr. ZASP rozważał cofnięcie swego poparcia dla dyrektora, odezwały się głosy, że repertuar niegodny jest sceny narodowej, wybitni reżyserzy odchodzą, niewłaściwie wykorzystywani aktorzy się męczą - a wszystko to za pieniądze podatników.

Wielu zatroskanych o los narodowej sceny obdarzonych zostało darem jasnowidzenia - oceniali bowiem przedsięwzięcia Starego Teatru jeszcze przed ich rozpoczęciem. Wacław Krupiński w "Dzienniku Polskim" załamywał ręce nad baz @ rtem parę tygodni przed festiwalem, Szymon Kuśmider przed re_wizjami romantyzm wiedział, że to impreza niegodna tradycji Starego, Elżbieta Baniewicz w czerwcowej "Twórczości" na niewidzianego skrytykowała re_wizje, skrzywiła się na "Zaratustrę" (premiera była w maju, a w "Twórczości" czytamy, że Lupa ten spektakl "być może pokaże pod koniec sezonu"), no i na podstawie materiałów prasowych podała w wątpliwość sens następnej edycji baz@rtu - tej planowanej na jesień.

W Starym Teatrze

Tymczasem ten tak krytykowany Stary Teatr wygląda całkiem nieźle. Odbyły się wszystkie zaplanowane premiery i festiwale. Nie wszystkie zakończyły się sukcesem - "Kraksa" Dürrenmatta przystosowana przez Wojciecha Smarzowskiego do polskich realiów okazała się spektaklem nudnym, nijakim i niepotrzebnym, "Auto da fe" Canettiego w adaptacji i reżyserii Pawła Miśkiewicza to przedstawienie mocno kulawe, wymagające jeszcze pracy.

Ale powstały w Starym dwa spektakle najwyższej klasy - "Krum" Krzysztofa Warlikowskiego i "Zaratustra" Krystiana Lupy. Dzięki koprodukcji z warszawskimi Rozmaitościami udało się ściągnąć do Krakowa Warlikowskiego, niewątpliwie jednego z najlepszych polskich reżyserów, a "Krum" okazał się wydarzeniem. Podobnie jak "Zaratustra" Lupy. Rozpoczynający sezon "Makbet" Andrzeja Wajdy to spektakl może nie porywający, ale interesująco wymyślony i konsekwentny.

Dwa festiwale - baz@rt i re_wizje romantyzm - poświęcone zostały literaturze od lat nieobecnej na tej scenie: dramaturgii najnowszej i romantyzmowi. I obydwa były żywe, ciekawe, prowokujące do dyskusji, no i oblegane przez widzów. Zaprezentowały kilku zdolnych młodych reżyserów, kilka przedstawień współczesnych weszło już do repertuaru, kilka romantycznych znajdzie się w nim, po dopracowaniu, w przyszłym sezonie.

Poza nurtem

A w innych teatrach? Najbardziej interesujące wydarzenia odbywały się poza nurtem oficjalnym. Bardzo dobrze wystartowała Łaźnia w Nowej Hucie - dwudniowa jesienna prezentacja nowego miejsca (czyli dawnych szkolnych warsztatów) była atrakcyjna

Zaproszono dwa przedstawienia: "Made in Poland" Wojcieszka z Legnicy (świeżo po premierze - później spektakl zebrał kilka nagród, świetne recenzje i zaproszenie na festiwal Dialog-Wrocław) i "Tezeusz w labiryncie" wychowanków Gardzienic. Podczas inauguracji odbywały się też koncerty, spotkania, dyskusje, a także rozpoczęto projekt "Mieszkam tu", oparty na wspomnieniach mieszkańców Huty. Spektakl, który stanowił wynik tego projektu, był co prawda bardzo nierówny, ale pomysł - ciekawy. Lepsza była druga premiera Łaźni Nowej - "Cukier w normie".

Miejsce zostało już oswojone, widzowie jakoś nie zniechęcają się perspektywą długiego dojazdu, można mieć więc nadzieję, że będzie coraz lepiej. Dobrze wypadła jubileuszowa, trzydziesta, edycja Reminiscencji: świetne spektakle Rozmaitości ("Zaryzykuj wszystko", "Tlen" i "Electronic City"), "W - cyrk robotników" Arpada Schillinga, Andrzej Sadowski w dobrej formie - to plusy festiwalu.

Na receptę

Porządny, tradycyjny teatr nieszczególnie wypadł w tym sezonie. Recepta na spektakl: dobry autor, plus znany tytuł, plus solidny reżyser, okazała się w większości wypadków nieskuteczna. W Teatrze im. Słowackiego Rudolf Ziołow "Operze za trzy grosze" przez trzy godziny męczył Brechta, Weilla, aktorów i widzów; nic z tego oprócz udręki nie wynikało. Sprowadzona z Anglii Helena Kaut-Howson położyła drugą premierę na Dużej Scenie Słowackiego - "Miarkę za miarkę" Szekspira - w sposób równie dla wszystkich uciążliwy. W STU Krzysztof Jasiński przyrządził "Zemstę" Fredry ciężko, z przesadną i dosłowną rubasznością. W Bagateli Waldemar Śmigasiewicz zanudził amerykańskim przebojem musicalowym "Wystarczy noc". W Ludowym Tomaszowi Obarze nie powiodło się uwspółcześnienie "Procesu" Kafki. Trudno jakoś zachwycać się ,.Mayday 2" Marcina Sławińskiego - nie jest to arcydzieło farsy.

Inna recepta: nowy, współczesny tekst plus młody reżyser, też bywała nieskuteczna. Agnieszka Olsten próbowała postawić diagnozę polskiej współczesności za pomocą "Tartaku" Daniela Odii. Bez rezultatu. Anna Trojanowska zrobiła dość przeciętne (choć nieźle zagrane) przedstawienie z "Surwiwalu" Anny Burzy ńskiej.

Na tym tle wyróżniały się przedstawienia może nie świetne, ale przynajmniej bezpretensjonalne czy zrobione (w całości lub we fragmentach) z wdziękiem: "Ferdynand Wspaniały" Lecha Chojnackiego i "Kandyd" Pawła Aignera w Grotesce, "Romeo i Julia" (zwłaszcza wątki komediowe, z tragedią było znacznie gorzej) Ewy Kutryś w PWST, "Szklana menażeria" Dariusza Starczewskiego w Bagateli. Na tle ostatnich osiągnięć Opery Krakowskiej w dziedzinie reżyserii i scenografii (zwłaszcza "Normy" i "Aidy") korzystnie wyróżniało się "Cosi fan tutte" Mozarta w reżyserii Evy Buchman.

Wybitne przedstawienia są zawsze i wszędzie rzadkim zjawiskiem, należy się więc cieszyć, że takowe powstały w Krakowie, choć nie było ich wiele. Natomiast nie należy się cieszyć z tego, że powstało tyle przedstawień nieudanych, za to przygotowanych dużym nakładem sił i środków. I to nieudanych w sposób nieciekawy, płaski, nietwórczy. Istnieją przecież spektakle niedokończone, niezborne, ale żywe, prowokujące, otwierające nowe drogi, będące świadectwem zmagań z dramatem i teatrem. Takie były spektakle re_wizji czy produkcje Łaźni. Z nich może coś wyrosnąć, dlatego warto się im przyglądać.

Na zdjeciu: "Cukier w normie" Teatr łaźnia Nowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji