Artykuły

Mozart od strychu po piwnice

"Wesele Figara" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Udało się to "Wesele Figara". Udało się przede wszystkim to, co chyba najważniejsze - połączenie muzyki i teatru. Laco Adamik nie przeniósł opery Mozarta we współczesność, zostawił ją w XVIII wieku.

Tym, że i pierwowzór libretta, czyli komedia Beaumarchais'go, i libretto Lorenza da Ponte, powstały na kilka lat przez rewolucją francuską i były uznawane za wywrotowe, też nie zajmuje się przesadnie. O istnieniu niższych warstw, które za chwilę wywrócą świat hrabiostwa Almavivów, dyskretnie przypominają dodane przez reżysera nieme postaci - lokaj, który z kąta gapi się zafascynowany na uczuciowe perypetie państwa, malarze zatrudnieni do ozdabiania freskami pałacu, spokojnie, zajadając kanapki, obserwujący akcję. Potencjału rewolucyjnego w nich - na razie - nie ma, to raczej XVIII-wieczne odpowiedniki dzisiejszych czytelników Pudelka, tyle że podglądanie high-life'u uprawiają na żywo.

Spektaklowi patronuje "Odjazd na Cyterę" Watteau. W pierwszym akcie, rozgrywającym się na strychu, gdzie Figaro i Zuzanna mają mieszkać po ślubie, jej olbrzymia reprodukcja jest oparta o ścianę, w drugim jest tapetą w buduarze Hrabiny, w trzecim to nią właśnie ozdabiają malarze ściany pałacowej galerii, a nawet w czwartym, rozgrywającym się w piwnicy na wino, widzimy na słupach jej fragmenty. Tematem melancholijnego obrazu Watteau jest podróż na wyspę Afrodyty, bogini miłości. A miłość jest tematem tej opery - różne jej odcienie (łącznie z miłością własną) i towarzyszące jej nieodłącznie zazdrość, rywalizacja, pożądanie.

W "Weselu Figara" Mozart i da Ponte łączą ściśle komedię z powagą, muzykę i literaturę. Śpiewacy muszą nie tylko wykazywać się umiejętnościami wokalnymi, ale i zdolnością do tworzenia postaci żywych i psychologicznie prawdziwych. Tu nie można odpuścić, poczekać na popisową arię, recitativ jest dla postaci równie istotny jak śpiew. I to połączenie się udało znakomicie - mamy wrażenie, że dla ludzi na scenie muzyka jest naturalnym sposobem ekspresji, że rozmawiają nią i wyrażają siebie. No i że, co w krakowskiej operze nie takie częste, nie pojmują aktorstwa jako dziedziny wymagającej przesadnych gestów i min.

Najjaśniejszą gwiazdą jest tu Mariusz Kwiecień - głos ma wspaniały, gęsty i pełen blasku, słuchanie go to najwyższa przyjemność, ale z równą przyjemnością ogląda się, jak ze sporą dozą ironii kreuje Hrabiego, uroczego, pewnego siebie zdobywcę serc i ciał. Katarzyna Oleś-Blacha, niekochana żona Hrabiego, pięknie i wzruszająco cierpi, ale też bywa w tym cierpieniu komiczna. Zuzanna (Iwona Socha) jest uroczą i rozsądną pokojówką, walczącą o swoje szczęście. Figaro (Robert Gierlach) to godny przeciwnik Hrabiego, dorównujący mu samozadowoleniem i pewnością siebie. I jeszcze Cherubin (Anna Bernacka), zakochany we wszystkich kobietach wyrośnięty chłopiec, krótkowzroczny, wpadający wciąż na ściany Basilio (Adam Zdunikowski), ogrodnik Antonio (Krzysztof Witkowski), Marcelina (Agnieszka Cząstka), Bartolo (Przemysław Firek), Barbarina (Karolina Wieczorek), don Curzio (Krzysztof Kozarek). Wszyscy odnaleźli się w tej bardzo wymagającej materii, jaką jest muzyka Mozarta, no i, co ważne, wspólnie stworzyli taką rzeczywistość sceniczną, w której nie przeszkadzały drobne niedoskonałości głosowe, bo i takie się zdarzały.

Można byłoby ponarzekać - a to, że uwertura zabrzmiała nieco ślamazarnie, że kostiumy mogłyby być uszyte ze szlachetniejszych materiałów, że czarna wykafelkowana ściana z prawej straszyła z niewiadomych powodów, że tu i ówdzie nad subtelną komedią brała górę niewyszukana farsa, ale może nie ma co narzekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji