Opera Mozarta jest seksistowska
Charaktery, które kreuję na scenie, są nasycone moją prawdą i każde słowo, które wypowiadam, wypływa z głębi mojego serca, które puszczam na żywioł. Nawet jeżeli gram łotrów, kobiety wyczuwają, że są dla mnie najwyższą wartością i, że wszystko, co robię - robię dla nich. To wystarczy, by wybaczyć moim bohaterom - mówi Mariusz Kwiecień, solista nowojorskiej Metropolitan Opera, który w "Weselu Figara" w Operze Krakowskiej wykona parię Hrabiego Almavivy. Premiera dzieła odbędzie się jutro
Po raz kolejny wystąpi Pan w Krakowie. Opera Krakowska jeszcze się Panu nie znudziła?
- Oczywiście, że nie i to z bardzo prostej przyczyny. Kraków to moje miasto. Tu się urodziłem iwychowałem.Tu jest mó jdom, dlatego lubię tu wracać i pracować.
Złożona partia Hrabiego Almavivy daje Panu szerokie możliwości do ukazania go jako człowieka z krwi i kości. Bohaterem targają skrajne emocje i zrobi on wszystko, by zaciągnąć do łóżka Zuzannę. Ale spytam tak po ludzku: czy Hrabia ją w ogóle kocha?
- Absolutnie nie. Myślę, że Hrabia nie kocha de facto nikogo. Nie kocha też swojej żony, o czym świadczy ogromna ilość panien, z którymi spotyka się "na boku". Zuzanna jest jedynie pretekstem, wykorzystanym przez Hrabiego do walki, którą toczy ze swoim slużącym-Figarem.
Będziemy więc świadkami typowo męskiego pojedynku?
- Tak. To walka o dominację między panem a sługą. Bo Hrabia tak naprawdę nie myśli o tym, by zdobyć uczucia Zuzanny, którą z kolei pragnie poślubić Figaro. On chce ją jedynie, mówiąc kolokwialnie, zaliczyć. Nie ma więc w ich relacji miejsca na miłość. Dlatego też tak łatwo przychodzi Hrabiemu, w finale opery, zrezygnowanie z Zuzanny. Tak samo łatwo, jak powiedzenie słowa "przepraszam", które skieruje do swojej żony. Hrabia wie bowiem doskonale, że jutro czy pojutrze i tak wznowi swoje podboje.
Czy myśli Pan, że z takim nastawieniem do życia Hrabia odnalazłby się w naszym świecie?
- Oczywiście. Byłby doskonałym szefem w jakiejś firmie, gdzie też nadużywałby władzy nad swoim podwładnym. Nie tylko w stosunku do niego samego, ale także do jego partnerki, naktórą patrzyłbyjak na swoją własność. To bardzo prosty mechanizm międzyludzkich relacji, który odbija się doskonale w "Weselu Figara". Wielu twórców nie potrafi go jednak właściwie ukazać. Podchodzą do problemu zbyt ambicjonalnie. Ja wybrałem inną drogę. Będę starał się pokazać zazdrość Hrabiego w sposób niezwykle intensywny, ale też i prymitywnie prosty.Tak właśnie zachowuje się mężczyzna, któremu się odmawia. Zadaje on sobie pytanie: "Jak to? Ja nie zdobędę tej kobiety?". I od razu odpowiada: "Oczywiście, że ją zdobędę!".I robi wszystko, by tak się stało.
Hrabiego i Figara różni społeczne pochodzenie. Czy ma ono znaczenie, kiedy obaj walczą o dominację?
- Nie. Wtedy różnice klasowe zacierają się. Widzimy jedynie dwóch facetów, którzy niczym koguty, zaciekle ze sobą walczą.
Wiele emocji budzi też w "Weselu Figara" problem przedmiotowego traktowania kobiet. Myślę, że może to wywołać falę oburzenia wśród krakowskich melomanek...
- Może się tak zdarzyć. Ale w "Weselu Figara" to kobiety są niestety same sobie winne. Hrabina jest ciągle znużona i zmęczona życiem. Nie robi nic prócz grania na gitarze i przebierania się. Jest nudna i bezbarwna, dlatego nie stanowi dla Hrabiego, który uwielbia wyzwania, atrakcyjnej partnerki. Nie ma się więc czemu dziwić, że bohater postanawia zdobyć młodszą Zuzannę. Ta z kolei jest zajęta Figarem i służeniem swójej pani, i nie ma nic interesującego do powiedzenia. Te dwie kobiety stoją więc w cieniu mężczyzn, których konflikt zostaje wyciągnięty w dziele na pierwszy plan. "Wesele Figara" jest więc operą seksistowska i męską. Przeznaczoną dla facetów i o facetach. Napisali ją w końcu dwaj mężczyźni, zawierając w utworze własne spojrzenie na świat i międzyludzkie relacje.
Nie pierwszy raz wykonuje Pan partię bezwzględnego uwodziciela. Ale idę o zakład, że i w tym przypadku, zdobędzie Pan -jako solista - serca melomanek. Jak Pan to robi?
- Myślę, że posiadam szczególny dar. Kiedy wykonuję na scenie partie łotrów, kompletnie nie zależy mi na tym, by zdobyć sympatię publiczności. Izoluję się od tego co robię, ale nie w sensie emocjonalnym. Moja głowa działa na chłodno, ale serce jest zawsze gorące. Nigdy też nie oszukuję słuchaczy i widzów. Charaktery, które kreuję na scenie, są nasycone moją prawdą i każde słowo, które wypowiadam, wypływa z głębi mojego serca, które puszczam na żywioł. Nawet jeżeli gram łotrów, kobiety wyczuwają, że są dla mnie najwyższą wartością i, że wszystko, co robię - robię dla nich. To wystarczy, by wybaczyć moim bohaterom. Dlatego, gdy ginę jako Don Giovanni lub gdy zostaję ukarany jako Hrabia-kobiety mi po prostu współczują.
Zdjęcie z próby przedstawienia.