Artykuły

Obrzęd operowych "Dziadów"

Teatr Muzyczny w Gdyni: WIDMA Stanisława Moniuszki wg Mickiewicza. Opracowanie tekstu, inscenizacja i reżyseria Ryszard Peryt, scenografia: Andrzej Sadowski, kierownictwo muzyczne: Stanisław Królikowski, choreografia: Kazimierz Wrzosek. Premiera i II 1984

Zdarzyło się po raz pierwszy, że w poważne festiwalowe szranki stanął, jak równy z równym, obok teatrów dramatycznych teatr muzyczny. Przyjechał do Opola na Konfrontacje Klasyki Polskiej z dużą orkiestrą, dużym zespołem wokalnym, z operowo śpiewającymi solistami Teatr Muzyczny z Gdyni kierowany przez Jerzego Gruzę. Przywiózł "Widma" Stanisława Moniuszki, za których reżyserię Ryszard Peryt otrzymał I nagrodę (ex aequo z Mikołajem Grabowskim za "Irydiona" w Teatrze im. Słowackiego).

"Widma" - Sceny liryczne z poematu Adama Mickiewicza "Dziady" - są w zasadzie kantatą dramatyczną. Tradycję sceniczną mają może nie najciekawszą, lecz, począwszy od lwowskiej prapremiery w 1878 roku, znaczoną gęsto realizacjami teatralnymi związanymi głównie z Dniem Zadusznym. Głośniejszym echem odbiło się wystawienie warszawskie w 1900 r.W reżyserii Józefa Chodakowskiego z Adamem Didurem w roli Pana i Janiną Korolewicz jako Zosią, a następnie zrywająca z szablonem inscenizacja Adama (Dołżyckiego (1921 - Poznań; 1929 - Warszawa). Po wojnie Widma" przygotowane przez chór i orkiestrę Centralnego Zespołu Artystycznego Związku Harcerstwa Polskiego pod kierunkiem Władysława Skoraczewskiego prezentowane były w latach 1965-1980 wielokrotnie, min. na festiwalach Moniuszkowskich w Kudowie, na Festiwalu Kultury Harcerskiej w Kielcach w scenerii amfiteatru na Kadzielni, w Filharmonii Narodowej.

Materiał poetycko-teatralny "Widm" stanowi cała "Dziadów" część II; chyba nawet mniej niż połowa tekstu została przez Moniuszkę umuzyczniona. Inscenizację Ryszarda Peryta cechuje reżyserski profesjonalizm, śmiałość interpretacji i logika w jej przeprowadzeniu, nie mówiąc o sporej dozie wiedzy i talentu. Dzięki temu gdyńskie przedstawienie uznać można po prostu za ważny głos w długiej już, praktycznej dyskusji polskich teatrów na temat: jak grać "Dziady" kowieńskie?

Przygotowując swoją odpowiedź, Peryt przyjął dwie konwencje wyjściowe: tę, która obejmuje sposoby i możliwości wykonawcze teatru muzycznego, i tę, którą niesie partytura Moniuszki, po czym z sumy ich obu wyciągnął najdalsze konsekwencje. Tą drogą znalazł się razem z "Dziadami" w teatrze opery romantycznej z jej egzaltacją, poezją i jej realistyczną dosłownością.

Każda czynność i akcja opisana słowem znalazła równoczesne odbicie w działaniach scenicznych. Śledzić to można wers za wersem. "Zamknijcie drzwi do kaplicy" - biegnie ktoś z gromady i starannie zamyka drzwi: "Niech księżyca jasność blada szczelinami tu nie wpada" - w całym teatrze robi się na moment zupełnie czarno; "Podajcie mi garść kądzieli" - Starzec podaje Guślarzowi przyniesione zza kulis pakuły; "Oto złocistymi pióry trzepioce się dwoje dzieci" - nie na flugu wprawdzie, ale na górnym pomoście zjeżdżają dwa białe aniołki ze złotymi skrzydełkami wsparte o obłoczki ze styropianu. Rózia ma na rączkach lalki pacynki (A jej praca stroić lalki") i nieustannie nimi porusza. Józio trzepocze dłońmi jak marionetka, a głos wykonawczyni tej roli Grażyny Drejskiej ma dramatyczną ekspresję.

Orkiestra pod (batutą Stanisława Królikowskiego brzmi jak u Meyerbeera. Znane na pamięć, a teraz starannie wyśpiewywane słowa Mickiewicza przestają znaczyć to, co znaczyły zawsze, wnikając kolejno w konkretne postacie, obrazy sceniczne, sytuacje. Pojawienie się Pana poprzedza prostokąt płomieni ("w gębie dym i błyskawice... od potępieńca głowy z trzaskiem sypią się iskrzyska"). Oczy ducha na czole osadzone migoczą elektrycznie ("Oczy na głowę wysiadły, świecą jak węgle w popiele"). Pan śpiewa potężnym, nośnym (barytonem Andrzeja Kijewskiego swą arię tragiczną "Dzieci, nie znacież mnie, dzieci?" Nie odstępują go Sowy (w kosmatych czapeczkach) i Kruki (z dziobami jak należy), czyli tancerze w ciemnych powiewnych szatach wymachujący rytmicznie szponiastymi rękawicami. Potem następuje Balet "żarłocznego ptastwa".

Wzywane widma przybywały z różnych stron: Aniołki opadały z góry, Pan wdzierał się z boku - Zosia wjeżdża z głębi sceny upozowana na zasmuconą, niczym posąg na trawiastym kopczyku. Suknię wzdyma podmuch wiatru ("Do nóg biała spływa szata, włos z wietrzykami swawoli"), stoi w trawie baranek jak żywy,

przylatuje motylek na zacinającym się drucie. Bardzo ciemny, dramatyczny głos śpiewającej partię Zosi Bożeny Zawiślak łamie sielankowość tego obrazka. Kontrast pogłębią jeszcze białe baletnice-odbicia Zosi, które wpłyną na scenę przy kolejnych strofkach Zosinej piosenki i złączą się we wspólnym pląsie u jej stóp. Nie jest, to bynajmniej czczy teatralnie ornament: arcydzieło romantycznego baletu, słynne Pas de quatre Cesare Pugniego w choreografii Jules Perrota podobny ma układ i wdzięk.

Ostatnia zjawa, Upiór, wyłania się spod podłogi, spośród rozpadających się z hukiem desek. Tkwi nieruchomo, w pionowo stojącej rozwartej mogile, łypnie oczami ("wzrok dziki i zasępiony utopił całkiem w jej oku"), wskaże ręką na serce. Aż skoczy z hałasem na podłogę i ruszy za Pasterką.

Wszystkie te efekty mogłyby być śmieszne, gdyby nie jakowaś determinacja i bolesna powaga, z jaką grupa smutnych, spokojnych, jednakowo ciemno ubranych ludzi odprawia swoje obrzędy. Jakby nie mogli zaprzestać uczestniczenia w tym widowisku, świadomi jego źródeł zarówno jak umowności. Guślarza np. gra znany bas Opery Bałtyckiej Kazimierz Sergiel spokojny aktorsko, ale i nie zaniedbujący niczego ze swych solidnych umiejętności operowych. Gdy nadchodzi czas Upiora-Gustawa, jedna z kobiet (Iwona Budner) odchodzi od grupy i siada na proscenium, by przygotować się, do występu w roli Pasterki w żałobie: rozczesuje włosy i wkłada na nie ślubny wianeczek, maluje szminką wargi, bierze bukiet. Zespół wokalny gdyńskiego Teatru Muzycznego w zadziwiający sposób potrafił zrozumieć sens Widm i przyjąć je za własną wypowiedź artystyczną - a, jak wiadomo, rutyna, zachowań operowych chórów może niweczyć niejeden reżyserski wysiłek.

Przedstawienie Peryta ukazuje więcej znaczeń i możliwości niż tylko umiejscowienie "Dziadów" w świecie opery romantycznej z dymami, duchami i magnezją. Zaczyna je Prologus, zapowiadacz, który w znoszonym ubraniu zeszłowiecznego eleganta wjeżdża na starym rowerze przed żelazną kurtynę i dla ubawienia publiczności z afektacją w głosie i dynamiką w gestach wygłasza objaśnienie uroczystości Dziadów pióra samego Adama Mickiewicza (Andrzej Pieczyński mówi tekst z silnym, litewsko-żmudzkim akcentem). Po czym zza kurtyny dobiegają tajemnicze stuki, wychyla się Upiór w oparach (Ryszard Ronczewski) i po straszeniu wierszem Serce ustało, pierś już lodowata bierze rower na plecy i znika. Wtedy z daleka zbliży się gromadka ludzi z Guślarzem, wreszcie - zaczną cyrkowe sztuczki. Tak - druga bowiem warstwa spektaklu to próba zbliżenia do widowiska ludowego w starym stylu, z elementami szopki, cyrku, jarmarcznego kuglarstwa. Tym przecież wabił pospólstwo paryski Cyrk Olimpijski znany Mickiewiczowi i Słowackiemu. A ponieważ dyrektor Gruza też dzisiaj mnoży atrakcje wabiące współczesną publiczność (wystawia "Disco-Story" z dobrą muzyką dyskotekową, a do "Drugiego wejścia smoka" angażuje karateków), takie "Widma" w repertuarze takiego Teatru znajdują głębsze uzasadnienie. Mają one wyrównany poziom wykonawczy, gdyż Peryt dokonał rozważnej obsady wszystkich najdrobniejszych ról i raczej trafnie zakomponował postacie niż trudził się szczegółowym prowadzeniem aktorów. Całe przedstawienie świadczy też o doskonałym porozumieniu reżysera ze scenografem Andrzejem Sadowskim. Formalne walory spektaklu, wszelkie detale światła, koloru, kostiumu i charakteryzacji wzbogaciły jego treść.

Bezwstydnie obnażona maszyneria teatralna, jawna sztuczność rekwizytów, dekoracji i złuda kulis dowiodły także bezradności teatru wobec dziwów "w niebie i na ziemi, o których - w sentencji Szekspira przypomnianej przez Mickiewicza na wstępie "Dziadów" - ani się śniło waszym filozofom", wobec mistyki i tajemnicy istnienia. Co więcej, pokazały teatr bezradny wobec wiecznego sporu i buntu, jaki w sercach i sumieniach narodu rozniecił inajwiększy z polskich poetów, Adam Mickiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji