Artykuły

Turoń

Telewizyjna premiera "Turonia" to rzadki (zwłaszcza w teatrze TV) przykład rzeczywiście twórczej pracy reżysera nad tekstem, bardzo trafnie oczyszczonym z wszelkich niemal śladów dramaturgicznej nieporadności oryginału. Walorem reżyserii widowiska była też całkowita zmiana rytmu poszczególnych scen i dynamika całości, której notabene w rozgadanym tekście dramatu najbardziej brak. Znakomity koncert w rolach głównych i epizodycznych dał zespół aktorski, a zwłaszcza Jan Świderski jako Szela. Mimo wszystko trudno oprzeć się wątpliwości, czy była to udana próba sforsowania barier, głównie emocjonalnych, jakie między tym dramatem a widownią zarysowały się już po premierze.

Teatry, zarówno w dwudziestoleciu, jak i po wojnie, rzadko sięgały po "Turonia" i to bynajmniej nie z powodu kompozycyjnej niezborności dramatu, jego epickich "skażeń", "Turoń" był, i podejrzewam, że jest dziś, sztuką drażliwą, trudną, wymagającą publiczności dojrzałej do odbioru nie tylko emocjonalnego. Ostatnio wprawdzie kilka teatrów pokusiło się o wystawienie "Turonia" (m.in. Ryszard Smożewski w Kielcach i Roman Kłosowski w Łodzi), zdawać by się więc mogło, że czas stępił ową drażliwość dramatu. Tymczasem właśnie telewizyjny spektakl odsłonił jak gdyby nowe jej aspekty, nie dostrzegane chyba przez pierwszych krytyków. Bo zdaje się, że nie zauważono zbieżności "Turonia" z "Przedwiośniem", tej samej w obu utworach niechęci autora do rewolucji, w której widział niebezpieczny żywioł.

Publiczność warszawskiej premiery (24 kwiecień 1923 roku, w Reducie) szukała w sztuce moralnego osądu narodowego dziedzictwa. Kornel Makuszyński pisał np. w "Rzeczypospolitej": "Osterwa i Limanowski znowu spełnili niezwykły czyn w służbie sztuki polskiej", natomiast recenzent "Gazety Warszawskiej" donosił: "Warszawa z tego powodu wpadła w zachwyt, a mnie to mdli" i motywował swój sąd: "odczułem postać tę (mowa o Ksawerym) i tę scenę jako zjadliwy, znienacka i z tyłu przez autora wymierzony policzek przeznaczony dla zbiorowej postaci dramatu, szlachtą zwanej. Tak. Tak, po cichu, z tyłu i w pysk". W ogóle po Warszawie niosła się fama, że sztuka jest jadowita i antyszlachecka. "Turoń", jak się okazuje, dawał więc asumpt do sporu o historyczne racje uprawniające do politycznego "rządu dusz". Lewica także nie miała powodu do entuzjazmu. W tej płaszczyźnie odczytywany dramat był właściwie cierpki, niewygodny, kłopotliwy dla krytyków spod znaku wszystkich niemal stronnictw politycznych okresu międzywojennego. Dziś, gdy na autora nie mogą się już obrazić ani spadkobiercy spuścizny szlacheckiej, ani chłopscy ideologowie, "Turoń" wydawać się winien dramatem sensu stricto historycznym. Takim bodaj był w pierwszym zamyśle pisarza.

W 1910 roku pisał autor do Witkiewicza: "Tragedia roku 46, tragedia Towarzystwa Demokratycznego, które kona pod nożem Szeli, przerasta swym ogromem wszystko, co było w Polsce straszliwego, no i przerośnie oczywiście moje siły". A w liście do K. Czarnockiego z 8 lutego 1923 roku informuje Żeromski: "Skończyłem dramat pt. Turoń z roku 1846 i oddałem do druku", W dwunastu latach, jakie dzielą te daty zamyka się ostatni okres doświadczeń pisarskich znamienny niezwykłą dynamiką historiozoficznego i społeczno-politycznego myślenia Żeromskiego. Na kanwie historycznego tematu powstaje ostatecznie sztuka o tragizmie postaw idealistycznych w ogóle. Dramat społecznych idealistów zdruzgotanych przez wynaturzoną siłę, jaką stać się może ciemny tłum poddany określonym manipulacjom politycznym, zarażony fałszywą iluzją - kojarzy się blisko z ostatnią wielką powieścią Żeromskiego, właśnie z "Przedwiośniem". Nie przypadkiem Szela w rysunku pisarza to amoralna bestia, ale zarazem w jego usta wkłada autor cały rejestr chłopskich krzywd. Wykładając motywy działania tej postaci nie akceptuje środków. Dlatego po odrażającym grozą akcie pierwszym dramatu, cały jego ciąg dalszy jest kompromitacją Szeli. Gdy nastaje dla Szeli jakby pierwszy dzień wolności, zwycięzcę uwodzą niskie ambicje. Mściciel wiekowych chłopskich krzywd kreuje się na "pana wśród chłopów". I w tym momencie dopiero staje się naprawdę obrzydliwy. Staszek Szela czując się zdobywcą dworu i szlacheckiej córki, z lubością obmacuje meble w salonie i powiada: "Wszystko tu musi ostać jak było. Żeby tu jednego strzępa, jednego grata nie brakło!... I żeby tu jej nie śmierdziało chłopstwem!". Stary Szela zaczyna powątpiewać: "Tylko to jedno miejsce będzie sterczało w równości osobno?". Szybko jednak pozbywa się skrupułów: "Stanowię tak, żeby tu nie ruszać nic". Scena ta nie wymaga komentarza, jest jednym z mocniejszych w literaturze oskarżeń chłopa zwycięzcy.

"Turoń" nie przestał też być sztuką trudną do inscenizacji. Jak bowiem złączyć w jedynym obrazie niepodważalnej wymowy społeczną motywację faktów z ich odpychającym etycznie wyrazem? Przeciwko takiemu zestawieniu buntuje się moralny zmysł widza. I chociaż ostatecznie Chudy urasta na pozytywnego bohatera dramatu, sztuka nie przestaje być odbiciem dylematu moralnego i historyczno-społecznego nie do rozwiązania. Na tle dotychczasowych scenicznych dziejów twórczości Żeromskiego telewizyjne przedstawienie "Turonia" pozostanie jednak wydarzeniem znaczącym, bowiem realizatorom udało się uwypuklić sensy i konteksty, nad którymi pochylają się i dzisiejsi pisarze, np. autor "Tańczącego jastrzębia".

Wykonawcom wszystkich bez wyjątku ról należą się słowa uznania, wspaniale uwierzytelnili bogatą i różnorodną galerię postaci, aktorskim kunsztem i starannym wykonaniem przyczynili się niemało do przywrócenia współczesności trudnego i bolesnego dzieła autora, który dla kilku pokoleń był "sumieniem narodu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji