Artykuły

Biesiadnik z musu

- Ubolewam, że nie ma krytyków wszechstronnie wykształconych w dziedzinie teatru. Coraz częściej recenzje są bardzo ogólne. Nie wspominam o stylu, bo on czasami też pozostawia wiele do życzenia - mówi KRZYSZTOF TYNIEC, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.

Do dziś jest pierwszym "biesiadnikiem" estrady, choć imprez biesiadnych już dawno w telewizji nie oglądamy. Ale nie boi się tego stygmatu. Robi swoje: w teatrze, kabarecie i filmie.

Monika Woś: - Krzysztof Tyniec - aktor kojarzony z telewizyjną tandetą... Tak często piszą o Panu dziennikarze.

Krzysztof Tyniec: - Nie wstydzę się pracy w kabarecie czy na estradzie. Rzeczą krytyka jest przypinać pewne etykietki i oceny. Nie mam o to pretensji. Nie ma piękna obiektywnego. Nie ma rzeczy, która wszystkim się podoba - i dobrze.

- Naprawdę nie denerwuje Pana, że mimo iż gra Pan w teatrze - warto wspomnieć rolę Macky Majchra w "Operze za trzy grosze" Brechta w warszawskim Teatrze Syrena - wciąż wypomina się Panu biesiady, których TVP nie pokazuje od kilku dobrych lat?

- Dokładnie od pięciu lat w TYP nie widać biesiad. Z tego typu przyzwyczajeniami bardzo trudno się walczy. Doskonały przykład - Janusz Gajos. Po emisji "Czterech pancernych i psa" do Janka Kosa porównywano każdą kolejną postać, w którą wcielił się Gajos. A gdy

zagrał Tureckiego, pisano, że z pewnością już nic innego nie zagra. Ludzie inteligentni i znakomicie znający doskonałe rzemiosło Janusza Gajosa z pewnością nigdy tego typu recenzji nie będą traktować poważnie. Fakt, chciałoby się, żeby piszący o danym aktorze krytyk wiedział coś więcej niż przeciętny widz. Chciałbym, żeby piszący o mnie wpadł czasami np. do warszawskiego Teatru Ateneum i obejrzał jedno z przedstawień, w którym gram. A krytyk wie tylko tyle. że jak kiedyś włączył telewizor, to widział skaczącego Tyńca w "Gali piosenki biesiadnej". Nie podobało mu się, a może mu się podobało i teraz ciągle to przypomina.

- W ten sposób artysta zostaje naznaczony.

- Mówimy o tzw. - nie lubię tego słowa - szufladkowaniu. Niektórym ludziom wydaje się, że jak aktor wystąpił jako wodzirej, to nie może, nie potrafi zagrać np. Macky Majchra. Ja jednak traktuję swój zawód kreacyjnie. W każdej kolejnej roli nie jestem tym samym Krzysztofem Tyńcem. W teatrze i filmie najważniejsze są kreacje, czyli tworzenie postaci, przeistaczanie się. Jest to szalenie interesujące, dlatego aktor, grając różne role, raz wydaje się grubszy, innym razem jest chudszy, inaczej mówi, porusza się. Niektórzy odbierają nam do tego prawo stwierdzając: "Jak już pan jesteś biesiadnik, to nic innego robić nie możesz".

- Kiedyś zdenerwowany Cezary Pazura powiedział w podobnej sytuacji: "Mam swoją szufladę i nigdy nikomu jej nie oddam".

- A ja krytykom odpowiadam inaczej: będzie mi bardzo miło, jeśli będziecie o mnie pisać. Ale piszcie o mnie tak, jak mnie widzicie i tak jak mnie słyszycie. Błagam, najpierw jednak naprawdę mnie usłyszcie i zobaczcie.

- W świadomości wielu widzów nie funkcjonują aktorzy, którzy nie pojawiają się w telewizji.

- Przecież nie wszyscy aktorzy pokazują się w popularnych serialach czy programach typu show. Mimo to są znakomitymi aktorami - nie mówię o sobie, tylko o kolegach, których można obejrzeć tylko na scenie w teatrze. Podkreślam: nie mam nic przeciwko krytyce. Powiem nawet, że lubię krytykę, nawet tą negatywną, pod warunkiem, że jest uzasadniona. Taka krytyka czegoś uczy. Pozwala na to, aby się nad sobą zastanowić. Dobry krytyk, pisząc rzeczy nawet niepochlebne, pomaga aktorowi, reżyserowi. Współtworzy spektakl. Wykazuje pewną troskę o teatr. Jest kimś, kto czuwa nad jakością teatru. Dba o to, żeby w teatrze grano tylko dobre przedstawienia. Zachęca albo zniechęca ludzi do obejrzenia pewnych rzeczy. Niestety. Ubolewam, że nie ma krytyków wszechstronnie wykształconych w dziedzinie teatru. Coraz częściej recenzje są bardzo ogólne. Nie wspominam o stylu, bo on czasami też pozostawia wiele do życzenia. Bardzo dużo jest do zrobienia w tej dziedzinie sztuki, bo krytyka teatralna jest dziedziną sztuki.

- Przecenia Pan znaczenie recenzji. Od recenzenta wcale dziś nie zależy, czy spektakl będzie się cieszył powodzeniem, bo przeciętny widz recenzji po prostu nie czyta. Poza tym zamiast iść do teatru woli zostać w domu, przed telewizorem.

- Taki jest trend ogólnoświatowy. Żyjemy w czasie, kiedy w każdym domu jest telewizor. Jednak, moim zdaniem, powoli odwracamy się od telewizji. Nastąpił przesyt. Na przykład w czasie po śmierci Jana Pawła II, kiedy żadna stacja nie nadawała programów rozrywkowych, jednak stawiano głównie na ucztę duchową. Właściciele telewizji i ludzie za nią odpowiedzialni nie mogli zrozumieć fenomenu, że nie leci żaden serial, czy teleturniej, a oglądalność jest nieprawdopodobna. Myślę, że w tej komercji zapomniano o strawie duchowej, intelektualnej, umysłowej. W tej chwili wszystko podaje się widzowi na talerzu - tzn. mówi się mu, w którym momencie ma się śmiać, kiedy ma klaskać. To absolutnie bierny konsumpcjonizm. Czy taki sposób podawania informacji rzeczywiście widzów satysfakcjonuje? Moim zdaniem, nie.

Na zdjęciu: Krzysztof Tyniec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji