Artykuły

Miałam być kimś

"Ocalenie" w reż. Macieja Podstawnego z Teatru Polskiego na V Europejskich Spotkaniach Teatralnych "Bliscy Nieznajomi" w Poznaniu. Pisze Olga Drygas w Gazecie Festiwalowej.

Spektakl, w którym się walczy i z którym się walczy. O przetrwanie. I żadna z tych walk nie kończy się szczęśliwie.

Typowe miejsce urlopowe ustabilizowanej klasy średniej: domek letniskowy umiejscowiony gdzieś poza granicami miasta, ale wciąż w obrębie dobrodziejstw nowoczesności. Wyłożona jasnym drewnem sauna, nowoczesne meble, dające wrażenie ciepła zwierzęce skóry wyłożone na podłodze, za oknem zieleń. I letnicy, z którymi łatwo się identyfikować ze względu na przekrój osobowości, łatwo też przejść obok nich - to przechodnie. Mieli odpocząć, ale stanęli w obliczu zagłady. Atomowej. Zawieszeni gdzieś pomiędzy bytem (wciąż żyją) a jego niepewnością (w każdej chwili mogą przestać istnieć) rozważają w sekwencji dialogów problemy duszy i jestestwa. Zastanawiają się, jak być się powinno, a dlaczego się tak nie jest; jak umrzeć najlepiej; jakie wyznawać wartości. W obliczu nieuchronnej katastrofy, gdzieś w głębi licząc - bo przecież zawsze się liczy - na ocalenie pojawiają się pytania o sens, o ofiarę. A na nie nie ma dobrej odpowiedzi, są tylko te ładniej brzmiące.

"Ocalenie" miało być - jak zapowiadał reżyser - "pośpieszną medytacją o końcu świata". Niestety, jest jedynie trwającą w nieskończoność, pozbawioną hipnotycznego uroku sekwencją długich scen. Powoduje to kompletny zanik energii, która u Tarkowskiego wytwarza się, choć prawie nic się nie dzieje. A tu po prostu: nic się nie dzieje. Spektakl wlecze się, ale nie hipnotyzuje. Najgorzej wypadła środkowa część spektaklu. Chociaż bardzo trudno używać teraz określenia teatralnego, bowiem jest to film. Film nie tyle inspirowany "Stalkerem" Tarkowskiego, co będący jego kalką dysponującą zdecydowanie mniejszym budżetem produkcyjnym. Podróż po strefa, w której bohaterowie (Profesor, Pisarz i Stalker) poszukują komnaty spełniającej marzenia, zamienia się w podróż ujawniającą ukryte, a więc zarazem najbardziej niebezpieczne, ludzkie cechy. Pozbawienie totalitarnego kontekstu oraz jednoznaczne wytłumaczenie sytuacji (poszukujemy komnaty, bowiem może dzięki niej uda nam się przeżyć zagładę) sprowadza tę część spektaklu do jedynie nieporadnie nakręconego, amatorskiego filmu. Całość pozbawiona jest nawet atmosfery oczekiwania - poza wielokrotnie powtarzanymi czy wykrzykiwanymi słowami "mamy pięć dni". Jest za to niespójność - co prawda niespójność założona (Podstawny deklarował niełączenie trzech wykorzystywanych tekstów w jedną opowieść), ale na pewno rażąca. Ale czy można w obliczu zagłady dbać o linearność i zrozumiałość wydarzeń? Nawet jeśli nie, nie można ulec pokusie zezwierzęcenia. Ale ciągle gdzieś ktoś skrzeczy, małpieje. Zwierzę wygrywa w człowieku z człowiekiem. W obliczu zagłady ludzkość zawsze przegrywa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji