Dziecko w czterech ścianach
"Ścianananaświat" w reż. Katarzyny Michałkiewicz w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Ewelina Szczepanik w serwisie Teatr dla Was.
Dzieciństwo - czas magiczny, opiewany przez poetów, czas beztroski i zabawy. Takie skojarzenia niesie za sobą ten okres w życiu, ale na pewno tego nie czuje Momo, bohater dramatu belgijskiego autora Serge Kribusa. Jest dzieckiem, ale chce powiedzieć coś dorosłym - tak mniej więcej nakreślić można sytuację wyjściową w spektaklu "Ścianananaświat", w reżyserii Katarzyny Michałkiewicz, w Teatrze Polskim w Poznaniu.
Momo (Łukasz Chrzuszcz) pojawia się na scenie niepostrzeżenie, wymyka się zza kulis i staje na pustej scenie w jasnoróżowym, delikatnym świetle, rozpoczynając swój monolog. Daje wykład wyimaginowanym dorosłym i publiczności. Jest dzieckiem i z początku zachowuje się jak dziecko, opowiadając o swojej wizji dorosłości. Wywołuje tym uśmiech na twarzach widzów - któż jako dziecko nie wyobrażał sobie, że po przekroczeniu magicznej granicy osiemnastu lat będzie mógł chodzić późno spać, palić papierosy i mieć pilota do telewizora na wyłączność. Potem jednak, im poważniejszy i namiętniejszy staje się monolog, Chrzuszcz traci cechy dziecka, a zaczyna zachowywać się jak aktor. Dojrzałe skądinąd słowa świetnie korespondują ze sposobem grania Chrzuszcza - nie jest to infantylne przedstawienie dziecka, lecz wyważone, choć nie bez zabawnych min czy póz krygującego się malca. Aktor nie dziecinnieje i to jego wielki atut.
Pełen ekspresji monolog przerywa nadejście ojca (w tej roli Andrzej Szubski). Ponury, zmęczony życiem i łatwo wpadający w złość jest uosobieniem wszystkich zarzutów syna w stronę dorosłych. Zmienia się światło i nastrój - Momo podejmuje próbę opowiedzenia o swoim ojcu. Poważnieje, a przy okazji stawia kilka celnych diagnoz dotyczących życia rodzinnego. Rozmowa z Pluszowym Misiem, Wiedźmą, Winnetou to dialog z głosami z offu, podkreślający tym samym psychomachię i rozdarcie wewnętrzne małego bohatera. Trudna relacja z ojcem, wstyd z powodu dostrzegania i nazywania na głos wad rodziców - to przytłacza Momo, monologującego w czterech ścianach dla wymyślonej publiczności.
W baśni Andersena tylko dziecko odważyło się powiedzieć, że król jest nagi. W spektaklu Michałkiewicz dorosły w roli dziecka ocenia z tej perspektywy rodziców. Oskarża ich o monopol na prawdę, niecierpliwość, wywoływanie presji, niedojrzałość. A przede wszystkim pyta o to, kim bylibyśmy bez miłości. To trudne pytanie, ale w dzisiejszych czasach może zadać je tylko osoba niewinna, nieskalana jeszcze wszystkimi grzechami dorosłości i kochająca ciągle jeszcze bezwarunkowo i bezinteresownie.