Artykuły

Godzina przestrogi

Blisko dwa lata przygotowań, ponad stu aktorów, 23 dni zdję­ciowe: rozmiarów największego w historii telewizji teatralnego przedsięwzięcia, inscenizacji "Dziadów" Adama Mickiewicza, nie oddadzą tego typu dane. Dwuczęściowy spektakl Jana Englerta oglądało się z poczuciem niepowtarzalności zdarzenia, które oby nie przeszło do historii telewizyjnej Melpomeny jako ostatni jej wzlot ponad poziomy możliwości, mierzonych coraz bezwzględniej oglądalnością.

Nie wiem, jaka część widzów strudzonych całodzienną wędrówką do rodzinnych grobów, zasiadła 1 listopada przed szklanym ekra­nem, by zobaczyć "życie moje", ścieśnione w "krótkie trzy go­dziny", znowu wycierpiane dla "twojej przestrogi". Wiem jedno: twórcom tego spektaklu starczyć musiało odwagi i wyobraźni nie tylko na użytek stworzenia dzieła, ale przekonania ważnych decydentów, by zmieściło się ono w ramówce szczególnego dnia. Bo ów dzień świąteczny, nasze współczesne "Dziady", stanowiły megascenografię spektaklu, bez której nie mógłby on w pełni zaistnieć.

Zarezerwowana dla teatru telewizji poniedziałkowa codzienność to czas już zupełnie inny: godziny wypełnione pośpiesznym rytmem machinalnych powinności, bez oglądania się na ich głębszy sens, na własne uwikłanie w powszedni rytuał.

Urywamy się od niego raz w roku. Pielgrzymka wśród grobów, które przywołują przeszłość, nastraja refleksyjnie,zmuszając do zastanowienia nad własną egzystencją. I w tę scenerię wkom­ponowane zostały popołudniowo-wieczorne "Dziady" na ekranie telewizyjnym.

Nie dramat narodowy, lecz misterium człowieczego losu, którego obrachunek mieści się w starym obrzędzie. Jest w nim wszystko, co składa się na ludzką egzystencję: miłość i nienawiść, bunt i rezygnacja, spokój i cierpienie, dobro i zło.

"Życie moje ścisnąłem w trzy krótkie godziny/ I znowu wy­cierpiałem dla twojej przestrogi." - tymi słowy Gustaw - Konrad sumuje swój z życiem obrachunek, wyśniony podczas jednego z postojów w długiej podróży na zsyłkę.

Zsyłka ma w przedstawieniu Jana Englerta wymiar bardziej uniwersalny od tej, jaką tchnie narodowa historia. Jest cierpieniem, doświadczanym przez człowieka w podróży na Sybir. Ale też ku śmierci.

Piękne zdjęcia Witolda Adamka, dopełniająca dramaturgię mu­zyka Jerzego Satanowskiego, wiele pytań, jakich na co dzień widz sobie nie zadaje, to tylko niektóre z walorów spektaklu Jana Englerta. Odkryciem aktorskim jest Gustaw - Konrad Michała Żebrowskiego. Warto zapamiętać to nazwisko. Ale jeśli się go nawet nie zapamięta, to i tak o sobie wkrótce przypomni (podczas telewizyjnej promocji spektaklu, którą też należy uznać za ewe­nement, aktor pojawił się już z twarzą odmienioną stosownie do potrzeb "Ogniem i mieczem" oraz roli Skrzetuskiego). Recepta na współczesnego Konrada po ostatnich "Dziadach" wydaje się prosta: 25-latek bardzo uważnie czyta mickiewiczowskie dzieło. I znajduje w nim "godzinę przestrogi" dla nas. Jeszcze żyjących.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji