Artykuły

Zmierzch świata

"Nosferatu" w reż. Grzegorza Jarzyny TR Warszawa i Teatru Narodowego w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.

W 1897 roku Bram Stoker pisze powieść pt. "Dracula", tworząc postać-legendę, bohatera, który przez kolejne ponad sto lat z powodzeniem eksploatowany jest na wszystkie sposoby. Spektakl "Nosferatu" w reżyserii Grzegorza Jarzyny, wystawiany na scenie Teatru Narodowego, zrealizowany wspólnie z TR Warszawa, jest jedną z licznych wariacji na temat najsłynniejszego wampira w historii, dość luźno opartą na kultowej powieści. Reżyser napisał własny scenariusz, wykorzystując jedynie kilka głównych motywów i zachowując imiona bohaterów.

Popularność tematyki wampirycznej, jej mityczny charakter wiąże się zapewne z bogactwem różnorodnych treści, jakie niesie w sobie figura wampira. Łączą się w niej pierwiastki folkloru - ludowych opowieści, które możemy odnaleźć w większości epok i kultur, jak i opowieści o szaleńcach łaknących krwi oraz obecny w wielu religiach motyw dusz zmarłych, które nie mogą zaznać spokoju. Mit wampira, obecny dawniej i dziś w literaturze pięknej, a potem naukowej, przeszedł liczne metamorfozy. W naszych czasach upiorne wampiry, esencja zła i grozy, symbol walki sił ciemności ze światłością stały się bardzo ludzkie, uczuciowe i delikatne, bez mała hołdujące tradycyjnej moralności. Jarzyna w swym spektaklu wykorzystuje starą symbolikę, ale pokazuje jeszcze inny wymiar mitu - tęsknotę za czymś transcendentnym, innym, nieosiągalnym... .

Spektakl zaczyna się od zawieszenia, od chwili, w której nic się dzieje. To rozciąganie czasu, niczym podatnej rękom ludzkim plastycznej materii, wprowadza widza bardzo powoli w niesamowitą atmosferę przedstawienia, utkanego z gry świateł, obrazów, muzycznych motywów. Trochę poza rzeczywistością i poza czasem. Reżyser pozwala widzom obudzić własną wyobraźnię, by tworzyć niezależne interpretacje. W spektaklu granica między życiem a śmiercią dzieli również dwa stany istnienia, odpowiadając mitycznej sytuacji zatrzymania ani tu, ani tam, między społeczeństwem umarłych i żywych.

"Gdy wyobrażałem sobie ten spektakl, najważniejsze były dla mnie chwile zatrzymania. Zdarzało mi się wstawać w nocy kiedy wszyscy w domu spali, gdzieś z daleka słychać było szczekanie psów. Miałem wtedy poczucie, że jestem poza czasem, że to jest moment jakiejś prawdy. Tak też buduję swój spektakl" - mówi reżyser.

W wysmakowanym wnętrzu domu Lucy Westenra (Sandra Korzeniak), z lśniącym parkietem, wśród nielicznych, za to stylowych mebli, uwagę przyciągają okna. Wysokie, od góry zwieńczone owalem, zasłonięte delikatnymi, zwiewnymi firankami, które kołysząc się na wietrze niemal ożywają i zapowiadają przybycie czegoś metafizycznego. W dzień wpadają przez nie promienie słońca, nocą - księżycowy blask. Grupa znajomych - Mina Harker (Katarzyna Warnke), Arthur Holmwood (Adam Woronowicz) - narzeczony Lucy, doktor John Steward (Jan Englert), Quincey P. Morris (Krzysztof Franieczek) - znudzonych codzienną egzystencją, snuje filozoficzno-naukowe fantazje o zagadce wszechświata, dyskutuje na temat neutrin (cząstki elementarnej o zerowym ładunku elektrycznym, masie bliskiej zeru i prędkości rzekomo większej od prędkości światła) oraz podróżach w czasie i przestrzeni. Lucy, piękną, wrażliwą kobietę otaczają wierni przyjaciele, mężczyźni adorują ją - awangardowy "artysta" fotograf Quincey, który czyni z Lucy swą ulubioną modelkę, nawet doktor. Zakochany narzeczony Arthur marzy o poślubieniu jej. Czego zatem pragnie dziewczyna, czego jej brak, za czym tęskni? Za czymś nienazwanym, tajemniczym, nasyconym pragnieniem i erotyzmem. Z wielką siłą reżyser eksponuje tu kluczowy dla całego spektaklu motyw dziwnego letargu, w którym tkwią bohaterki powieści Stokera. Pod wpływem tajemniczego osobnika zapadają w sen. Kiedy kobieta, ze swej natury istota lunarna, pozbawiona jest świadomości, wampir może nad nią zapanować. Kilkudniowy, dziwny sen Lucy, swego rodzaju trans czy pozorna martwota budzą fantazmaty o spełnieniu aktu seksualnego, któremu bezwolna kobieta byłaby powolna. Nawiedzający ją podczas snu wampir przybiera postać koszmaru nocnego, ale dziewczyna właśnie tego pragnie. Sandra Korzeniak doskonale wczuwa się tu w rolę, młodej lunatyczki. Wszystko to wypełnia znaczną część spektaklu, ale nie męczy. W wysmakowanej malarsko przestrzeni snują się kłęby dymu, które powoli pochłaniają Lucy, zwiastując przybycie wampira - Nosferatu. Widzowie, wprowadzeni w niemal letargiczny nastrój w skupieniu obserwują gości, czuwających przy pogrążonej w tajemniczym śnie kobiecie. Na ciele bohaterki pojawiają się tajemnicze ślady, jak po ugryzieniu kota. Doktor Steward jest przerażony i nie wie co robić - tajemniczy wirus powoli zabija młodą dziewczynę. Niespodziewanie, podczas towarzyskiego posiłku zjawia się nieznajomy przybysz. Trupioblady, ubrany w elegancki garnitur Nosferatu - Wolfgang Michael. Nie pije wina, nie tknie deseru - nie przywykł do tutejszej kuchni. Niedawno nabył sąsiednią posiadłość, a w transakcji pomógł mu Jonathan Harker (Marcin Hycnar) - inteligentny prawnik, mąż Miny. Wiedeński aktor doskonale radzi sobie z rolą wampira - jego naturalny nieco demoniczny wygląd, obcy akcent, styl gry scenicznej czyni postać wampira wręcz wiarygodną. Ale we współczesnym świecie techniki, nauki, negacji i jednocześnie pożerającej od wewnątrz pustki, zabrakło dla niego miejsca. U Jarzyny Nosferatu nie jest wcale przerażającym potworem, a bohaterowie, także Lucy, nie są niewinnymi ofiarami. Wręcz przeciwnie - czekają na niego, jak na obietnicę przerwania i przemiany ich jałowej egzystencji. W świecie lęku, skończoności, który zanegował Boga, czekają na jakikolwiek przejaw transcendentalnej siły. Lucy uwodzi Nosferatu, wyznaje mu, że przywoływała go od dawna, a teraz gotowa jest na przyjęcie wiecznej młodości. Wampir bowiem, ten, który posiadł tajemnicę nieśmiertelności, tylko niektórym udziela wyjątkowego statusu. Kobieta nie chce należeć do Nosferatu, chce być sobą, niezależną, na zawsze cieszyć się nieskalaną urodą i niezależnością. Pragnienia Lucy szczególnie mocno ukazują przepiękne animacje Bartka Maciasa. Jednak cena nieprzemijającej piękności, o której marzy kobieta, jest straszna - dowód swej niezwykłej urody, własne odbicie, może ujrzeć jedynie w oczach umierającego człowieka. Dr Steward (wyważona, a jednak pełna emocji kreacja Jana Englerta) - inteligentny, wykształcony lekarz psychiatra, jako jedyny zdaje się reprezentować pogląd, iż wampir jako coś obcego, innego, co wdziera się w uładzony, rządzący się racjonalnymi zasadami świat, nie może istnieć. Zmartwiony stanem Lucy, nie znajdując przyczyn choroby sprowadza swego mistrza, wielkiego uczonego i lekarza profesora Van Helsinga (Jan Frycz). Choć Van Helsing podejrzewa, co mogło być przyczyną znacznej utraty krwi przez Lucy, a także wprowadza różne metody zapobiegawcze (m.in. przeprowadza kilka transfuzji krwi), dziewczyna wkrótce umiera. Jan Frycz w roli Van Helsing'a ukazuje postać naukowca opętanego chęcią poznania, który nie cofnie się przed niczym, by odkryć na czym polega fenomen i doskonałość Nosferatu. Dla niego liczy się tylko ostateczny rezultat. Straszniejszy od swego przeciwnika, wykorzystuje ludzi do swych celów (np. obezwładniając Minę i usiłując ją zahipnotyzować, a potem zabijając wadzącego mu doktora Stewarda). Ale i on zostaje z niczym. Nosferatu nie walczy, pokonuje go proponując, by poszedł za nim i sam zaznał nieśmiertelności. Van Helsing uświadamia sobie, że cel do którego dążył całe życie jest jedynie ułudą i ludzką słabością. . Nosferatu, uwodziciel, jest zmęczony przede wszystkim świadomością powtarzalności. W ostatniej scenie popełnia samobójstwo. A może osiąga to, czego pragnie? - wychodzi na słońce, bo wierzy, że dzięki temu spełni się i stanie prochem.

Na uznanie zasługuje przemyślana, piękna, dopracowana w każdym szczególe scenografia, sposób operowania światłem, które w znacznej mierze tworzy niesamowity nastrój i klimat przedstawienia, a także wspomniane już multimedialne animacje. Znacznym utrudnieniem jest niestety złe nagłośnienie. Głos artystów gwałtownie słabnie lub zanika. Technika używana w teatrze , mikrofony aktorów powinny działać bez zarzutu, by można było nazwać spektakl dopracowanym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji