Artykuły

Onieginie, trwaj wiecznie!

"Eugeniusz Oniegin" w reż. Michała Znanieckiego Opery Krakowskiej, Teatru Wielkiego w Poznaniu, Asociación Bilbaina de Amigos de la Opera w Bilbao i Teatro Argentino w La Plata na XIX Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Katarzyna Bogucka w Nowościach.

Właśnie takich emocji, takich głosów, interpretacji, scenografii szukam na Bydgoskim Festiwalu Operowym

- Kto w końcu zginął? Ten dobry, czy ta szuja - spytała scenicznym szeptem jedna melomanka drugą. - Oczywiście, że ten dobry - padła odpowiedź. - Szuja zawsze się wywinie, jak to wżyciu...

Celowo przytaczam fragment usłyszanej w foyer rozmowy, ponieważ dawno nie byłam świadkiem tak autentycznego zainteresowania melomanów spektaklem. Chodzi o niedzielne przedstawienie XIX Bydgoskiego Festiwalu Operowego, pt. "Eugeniusz Oniegin", który powstał w koprodukcji: Opery Krakowskiej (soliści i balet), Teatru Wielkiego w Poznaniu (chór i orkiestra), Asociación Bilbaina de Amigos de la Opera w Bilbao i Teatro Argentino w La Plata.

Poszło bez Kwietnia

Najpierw gruchnęła wieść, że w rolę Oniegina wcieli się Mariusz Kwiecień, gwiazda Metropolitan Opera. Później poszła fama, że na scenie staną prawdziwe bryły lodu, a paniom wnoszącym na scenę kwiaty już polecono ubrać wodoszczelne buty. Mariusza Kwietnia nie było, bryły lodu umiejętnie udawała zaś drewniano-kartonowo-lustrzana scenografia. Czy spektakl przez to stracił? Być może. Ja jednak od dawna nie czułam tak silnych emocji słuchając bajecznego sopranu Tatiany, czyli Ewy Biegas. Doskonale prowadziła głosowo i aktorską swoją niełatwą przecież partię, czarowała siłą, a zarazem kulturą głosu. Siedząc czy leżąc - była doskonała. Znany mi profesor śpiewu podkreśla, że dobry solista zaśpiewa wisząc na barierce tonącego "Titanica", albo stojąc na jednej nodze na butelce. Coś w tym jest... A ileż emocji było w doskonałym, soczystym tenorze Vasyla Grokholskyiego, Lenskiego! Wciąż słyszę - i wciąż mam dreszcze - jego arię tuż przed pojedynkiem z Onieginem. A sam Oniegin? Marcin Bronikowski był znakomity. Poproszę o więcej takich barytonów. Bohaterów otaczała arcyciekawa scenografia (Luigi Scoglio), lodowe pudełko z okrągłymi otworami - wejściami. W pudełku stały brzozy, czyli łącznik świata realnego, sielankowego z wewnętrznym, mniej sielankowym.

Serca, jak lód

Emocje idealnie oddawały też światła, kolory (wielka zasługa Bogumiła Palewicza). W tę ciasną od skrywanych uczuć przestrzeń wpisały się także, z barwnymi stopklatkami, chór i balet. W jednej z recenzji padł zarzut, że oto do opery przeniknęła technika wideoklipu. Mnie to nie raziło, wręcz przeciwnie. Ruch sceniczny oceniam wysoko. A co z tym lodem? Symbolizował skostnienie duszy, chłód obyczajowych konwenansów. W kolejnych aktach bryły "topniały", ludzie - autentycznie - brodzili w wodzie. Nie zapomnę udręczonej Tatiany w mokrej, ciągnącej ją ku ziemi, jak przeszłość, sukni. Oglądając "Eugeniusza Oniegina" jeszcze bardziej doceniłam wielkość Czajkowskiego, potęgę słowiańskiej uczuciowości, rosyjską melodykę. Pomyślałam też, że za sukcesem przedstawienia stoją nie tylko jego wykonawcy, czy reżyser, ale wybór tytułu. To był świetny wybór, którego realizatorom gratuluję i którego życzliwie zazdroszczę...

"Eugeniusza Oniegina" już można okrzyknąć wydarzeniem XIX Bydgoskiego Festiwalu Operowego, jedynym trudnym do zniesienia momentem podczas niedzielnego wieczoru była nieudana konferansjerka Andrzeja Matula...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji