Artykuły

Na "Przyrzecze" zabierzcie ręczniki

"Przyrzecze" wg konceptu Agaty Skwarczyńskiej, Anety Jankowskiej i Karoliny Adamczyk w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Joanna Lach w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Muzyczny monodram, aktorski performance i happening z udziałem publiczności. Miało być nietypowo i było. Ale nie z powodu różnorodności form. Na scenie lała się woda. Nie tylko dosłownie

W zasadzie od początku nie było wiadomo, czego po tym "zdarzeniu scenicznym" - jak nazwały "Przyrzecze" autorki konceptu - właściwie się spodziewać. Agata Skwarczyńska powiedziała, że będzie to coś pomiędzy koncertem a sztuką teatralną. Razem z Anetą Jankowską (choreografia) i Karoliną Adamczyk, która zagrała w monodramie, wpadły na pomysł, żeby opowiedzieć historie kilku kobiet, które w jakiś sposób powierzają swoje życie wodzie. Całość oparły na tekstach PJ Harvey i fragmentach dzienników Virginii Woolf.

Ale nawet mając tę podstawową wiedzę o projekcie, dość długo zastanawiałam się, o co tak naprawdę chodzi w tym spektaklu. Dlaczego?

- To będzie zaprzeczenie konsekwentnej reżyserii - mówiły autorki konceptu przed premierą. To znaczy, że nikt tak naprawdę nie reżyseruj e przedstawienia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby widz nie zdawał sobie z tego sprawy. Było jednak inaczej.

Zaczęło się bardzo klimatycznie. Karolina Adamczyk czyta tekst Virginii Woolf o zaćmieniu słońca, publiczność pogrążona jest w totalnej ciemności. Nagle aktorka pojawia się przy mikrofonie w drugim końcu sceny. Zaczyna śpiewać. Teksty PJ Harvey w tłumaczeniu Szymona Andrzejewskiego budują obraz kobiety, która boryka się z różnymi problemami: brakiem miłości, akceptacji, zrozumienia (plus za klimatyczną muzykę Mikołaja Trzaski).

A gdy Karolina Adamczyk (ubrana w poszarpany kostium kąpielowy, na nogach ma kabaretki) staje na krawędziach pokaźnych rozmiarów akwarium na środku sceny, wpatrzona w wodę i jakby z trudem powstrzymująca ciało przed zanurzeniem atmosfera na sali gęstnieje, czuć napięcie.

W końcu zanurza się w akwarium, by za chwilę wyjść, z impetem ochlapując przy tym publiczność. Na razie tylko trochę, ale gdy sytuacja zaczyna się powtarzać, niejeden z widzów z wdzięcznością skorzystałby z ręcznika. Akwarium dało też możliwość intrygującego eksperymentowania z dźwiękami, z której realizatorki skorzystały, umieszczając w wodzie mikrofon. Karolina Adamczyk nie tylko opukuje szklane ściany zbiornika (ciekawe efekty akustyczne), rysuje po nim kredą, ale nawet śpiewa pod wodą.

I tak wygląda właściwie cały spektakl: na przemian recytowanie, potem śpiewanie i kąpiel w akwarium. Im bliżej końca, tym monodram jest coraz bardziej niekontrolowany. Gdy Adamczyk wciela się w postać Andżeliny (zakłada różową perukę, kręci zalotnie biodrami i stroi miny do publiczności), zaczyna się aktorski performance. Do wody wpadają ubrania, które cały spektakl wisiały pod sufitem. Bohaterka monodramu wyciąga mokrą suknię i buty na wysokim obcasie. Ubiera je, zaczyna skandować i śpiewać ("już do kostek woda jest, już do kolan wodajest"). Z dobrym skutkiem do tego samego zachęca publiczność. To jużjest happening. Bierzemy udział w dziwnej parodii koncertu, Adamczyk szaleje z mikrofonem na scenie, zagaduje do widzów, a głos zza sceny prosi ją, by zaśpiewała jeszcze raz. Otwiera nawet szampana, którym częstuje wszystkich wokół.

I choć publiczność na jej popisy reaguje śmiechem, to pewnie niejeden widz do samego końca zastanawiał się, o co tu tak naprawdę chodzi? Realizatorki pokazały nam nieco chaotyczne i rozmyte widowisko, monologi Adamczyk momentami są nieczytelne, a widz gubi się, próbując odszukać intencje autorek i samodzielnie posklejać fragmentaryczną narrację. Skutek jest taki, że z tego spektaklu publiczność zapamięta najbardziej lejącą się na scenie wodę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji