Artykuły

Kontrapunkt. Niedostępna wyspa czy rytuał?

Chociaż, na szczęście, nie ma u nas Euro i teatrom nie tnie się u nas dotacji, żeby było na strefę kibica, mam jednak - po najambitniejszej imprezie teatralnej w regionie - ochotę wszystkim przypomnieć: "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem"pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin, podsumowując Przegląd Teatrów Małych Form Kontrapunkt.

Publiczność uwiódł lalkarz brzuchomówca, jurorów Chór Kobiet, a wiceprezydenta ds. kultury - sprzedaż biletów. Jak w krzywym zwierciadle odbijała się na tegorocznym Kontrapunkcie dyskusja, która przetacza się przez polskie teatry na rzecz teatru artystycznego, dotowanego, nienastawionego na zysk.

Jednym z pozakonkursowych wydarzeń 47. Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt był międzynarodowy projekt "Proces przeciwko sztuce" Tea Tupajić i Petry Zanki. Na scenie trwa sądowa rozprawa przeciwko sztuce, oskarżonej o to, że nie zdołała ocalić świata, który - jak piszą twórcy spektaklu - jest wołaniem o przywrócenie odpowiedzialności w sztuce. Do udziału w przedstawieniu pomysłodawczynie zaprosiły kilku cenionych międzynarodowych kuratorów festiwali. Ci odpytywali z Kontrapunktu dyrektorkę festiwalu Annę Garlicką. Padło m.in. pytanie, czy przegląd, który organizuje, ma ideę? Gdy usłyszeli, że nie, dopytywali, czy dyrektorki to nie niepokoi?

Jurorzy uznali, że główna nagroda jury - ufundowana ze środków ministra kultury dla najlepszego przedstawienia - należy się Chórowi Kobiet (za spektakl "Magnificat"). Werdykt jury to jednoznaczna manifestacja na rzecz teatru zaangażowanego we współczesność, próbującego poruszyć publiczność. W innym przedstawieniu z tego nurtu, "W imię Jakuba S." Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego (spektakl pokazany w finale), autorzy dostrzegają paralelę między bankowym kredytem na mieszkanie a pańszczyźnianą niewolą, która trwa aż do śmierci. Zaangażowanego teatru w tym roku nie brakowało.

Ale gdy w trakcie "Procesu przeciwko sztuce" kuratorzy zapytali Annę Garlicką, czy nie niepokoi ją, że festiwalowa publiczność wykupuje bilety, zanim pozna program festiwalu, odpowiedź była dość enigmatyczna, że "nie do końca tak jest".

A jak jest? Karnety wyprzedawane są z dużym wyprzedzeniem, pojedyncze bilety nie. Czy popadamy w jakiś rytualizm? Chciałabym myśleć, że jednak nie. Że to raczej gest przeciw teatralnej komercji, która zalewa szczecinian. Miasto jest przecież zaplakatowane sprowadzanymi do Szczecina warszawskimi farsami. Na miejscu też powstają podobne przedstawienia. Np. "Wszystko o mężczyznach", w którym podkręceni zabawą widzowie potrafią krzyczeć, żeby aktor dokończył striptiz (to notabene spektakl firmowany przez Uniwersytet Szczeciński).

Kontrapunkt w morzu teatralnej konfekcji jest raczej wyspą z innego świata, na którą chcemy się dostać. Bo na Kontrapunkt przyjeżdżają przedstawienia, których żadna agencja nie sprowadzi, bo jej się to nie opłaca. Dlatego normalnie nie można u nas obejrzeć Chóru Kobiet. Albo "III Furii" Marcina Libera. Teatr Współczesny zaprasza Liberę do reżyserii spektakli, ale na sprowadzenie jego głośnych tytułów w budżecie Współczesnego nie ma pieniędzy.

Najważniejsza jest na Kontrapunkcie nagroda widzów, która ma status grand prix. Tegoroczny werdykt, w kontekście dyskusji o teatrze artystycznym, też daje do myślenia. Okazuje się, że widzów - po obejrzeniu 14 spektakli - uwodzi sztuka lalkarska "Bastard!" lalkarza brzuchomówcy Dudy Paivo, który, co trzeba mu oddać, opanował animację do perfekcji. Co taki werdykt mówi o publiczności Kontrapunktu wybierającej to urocze, ale jednak kuglarstwo? Proszę odpowiedzieć sobie samemu.

Spośród 174 głosujących posiadaczy karnetów 54 oddało swój głos na "Bastarda!". Kolejni byli "Bracia Karamazow". Znakomita adaptacja Dostojewskiego Teatru Provisorium, który wciąż wierzy w wielką literaturę i wielkie pytania filozoficzne, np. o Boga, i znakomite rzemiosło teatralne (klasykę jury w werdykcie zignorowało). Przedstawienia świetne. A jednak dostało zaledwie 25 głosów. Chcę wierzyć, że gdyby błyskotliwy sztukmistrz nie był na końcu programu konkursowego (kiedy pokaz Dudy Paivo skończył się, we foyer stały urny do głosowania), publiczność z większym namysłem wypowiedziałaby się za najlepszym dla niej przedstawieniem na przeglądzie.

Sygnatariuszami listu "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem" są Monika Strzępka i Paweł Demirski, którzy na finał 47. Przeglądu Teatrów Małych Form pokazali przedstawienie "W imię Jakuba S." zrealizowane w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

Na ich sztukę zaprosił publiczność najważniejszy decydent szczecińskiej kultury, wiceprezydent Krzysztof Soska. Najpierw z dumą zaznaczył, że nawet kuratorzy ważnych festiwali zagranicznych zauważyli, jak sprzedają się bilety na szczeciński Kontrapunkt (jakby cieszył się z sukcesu komercyjnego, a nie artystycznego!). Potem tytuł przedstawienia przekręcił na "Pamiętnik Jakuba S.". Wreszcie wyznał ze sceny, że dobrze pamięta, który to festiwal, bo... ma tyle samo lat.

Jak na krótkie wystąpienie na koniec festiwalu, trochę zbyt wiele tych niezręczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji