Uroczystość
Uroczystość (Festen) zaprezentowana przez polski TR Warszawa była pierwszą propozycją Abbey Theatre w ramach obchodów jego stulecia.
Uroczystość jest sztuką tak dobrą, że nawet gdyby była jedyną w ramach projektu Abbeyonehundred, projekt ten byłby i tak udany. Ta teatralna adaptacja filmu Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova pokazała, jak magiczna, twórcza i olśniewająca może być scena. Przypomniała nam również jak pozbawiony śmiałości i odwagi bywa teatr, który tworzymy w naszym kraju.
Niewykluczone, że ci, którzy widzieli oryginalny film Vinterberga Festen, będą mieli odmienne zdanie na temat adaptacji. Film Festen wywodził się z ruchu Dogmy - grupy duńskich filmowców, do której zaliczał się Lars von Trier. Ich manifest w dużej mierze opierał się na idei tworzenia ziarnistych, chropowatych filmów kręconych "z ręki" i hiperrealizmie.
Produkcja teatralna musi się jednak różnić od filmu. Równie uderzająca jak gra zespołu aktorów (po polsku, z tłumaczoną listą dialogową) jest poetyczna wizualizacja i wykorzystanie przestrzeni. Grę aktorów cechuje siła i dynamizm, balansuje na krawędzi utraty kontroli lub stanowi próbę zachowania chwiejnej równowagi pomiędzy porządkiem i chaosem.
Historia, o której mowa w Uroczystości, jest naprawdę wstrząsająca. Dzieje się w sześćdziesiąte urodziny patriarchy rodu - Helgego (gra go Jan Peszek). Przy całej zgromadzonej z tej okazji rodzinie jego najstarszy syn Christian (Andrzej Chyra) ogłasza, że w dzieciństwie jego ojciec zgwałcił zarówno jego, jak i jego niedawno zmarłą siostrę.
Początkowo goście przyjęcia i pozostali członkowie rodziny zachowują się jakby nic się nie wydarzyło. Siedzący przy długich stołach, ustawionych pod kątem prostym względem siebie, uczestnicy obiadu i ich skrzętne milczenie stanowią żywy opis lub metaforę społeczeństwa, z jego próbami wyparcia wykorzystywania seksualnego dzieci i pozostałych przykładów zakłamania, które mogłyby zachwiać ich sfabrykowanym światem.
Sceniczna wersja Uroczystości jest bardzo realistyczna, niemniej jest to realizm magiczny czy też hiperrealizm. Brzydota i brutalność odkrycia kontrastują z wysoce poetycką grą aktorów i wystylizowaną inscenizacją. Cały czas jesteśmy świadkami trwających na drugim planie zabaw dorosłych z dziećmi, nacechowanych pożądaniem lub/i przemocą - to ostatnie przeważnie ze strony chorego psychicznie Michaela (Marek Kalita).
Wyróżnienie jednego z aktorów byłoby niesprawiedliwe i jest niemożliwe. Produkcja, wyreżyserowana przez Grzegorza Jarzynę, jest po prostu wspaniała. Inscenizacja w żaden sposób nie odwraca uwagi od tragedii i faktu wykorzystania seksualnego dzieci przez ojca.
To sztuka najwyższych lotów. Można tylko żałować, że wystawiana była tak krótko.
[Angielski oryginał artykułu w zbiorach Pracowni Dokumentacji Teatru]