Artykuły

,,Ja do nieba nie chcę wcale!"

"Pod Mocnym Aniołem" w reż. Magdy Umer w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Trudno wskazać w inscenizacji Magdy Umer momenty, które niosłyby z sobą konkretną treść. Reżyserka poszła w stronę całkowitego minimalizmu. Powieść Jerzego Pilcha wtłoczyła w ramy próby czytanej. Aktorzy posługują się pojedynczymi egzemplarzami scenariusza, spoglądając na niego niejednokrotnie. Świadomie mylą niektóre frazy, po czym pytają ukrytego lektora, czy mogą powtórzyć swoje kwestie. Ten zabieg na pewno wprowadza efekt obcości, bardzo dla pisarstwa autora charakterystyczny. Co więcej, ustawia też aktorów w pozycji dystansu do tekstu, przez co wątki para-metafizyczne ustępują na rzecz komizmu.

,,Pod Mocnym Aniołem" jest faktycznie utworem mało scenicznym, więc trudno o jego wymyślne interpretacje teatralne. W każdym bądź razie takie, które traktując go poważnie, nie popadłyby w niekomunikatywność lub przesadę. Sposób Magdy Umer polega na animacji prozy, który w centrum akcji stawia Jerzego (Zbigniew Zamachowski). Odtwórca roli jest dokładnie ucharakteryzowany na samego Pilcha, na co wskazują rozczochrane włosy i zarost. Aktor cały czas musi skupiać na sobie uwagę, choć nie posługuje się przy tym nadmierną gestykulacją czy mimiką. Wciąż obecny na scenie, panuje nad sobą i nad każdym gestem. Trudno jednak w przedstawieniu doszukiwać się kreacji aktorskich, bardziej liczy się bowiem warsztatowe przygotowanie do przekazywania widzom tekstu. I z tego zadania Zamachowski wywiązuje się dobrze. Wiktor Zborowski przejmuje kwestie ludzi z kręgu de liryków, jak Szymona Sama Dobroć, czy doktora Granady (w oryginale: Swobodziczki). Zofia Zborowska jest Asią Katastrofą, jedną z pijaczek, ale i Albertą Lulaj, miłością Jerzego. Wymiana postaci odbywa się lepiej u starszego aktora, który potrafił zaskoczyć sposobem intonacji nieprzystającym do swojej maniery. Z kolei bardzo mało wyraziście opisuje emocje postaci jedyna kobieta w obsadzie. Zmiany bohaterek znaczą zmieniane elementy kostiumu - sweterek, koszula nocna, czarna bluzka, nakładane na żółtą sukienkę. Nie chodzi tu o brak niewymaganej w tej konwencji autonomicznej kreacji. Postawienie na czytanie tekstu wymaga ubrania słów w welon ciężkości, inaczej całości grozi nuda.

Na tym polega też problem tego przedstawienia. Aktorzy poruszają się po scenie, której centrum zajmuje stół z przystawionymi mikrofonami i krzesłami obrotowymi. Dochodzi do technicznego zniekształcania głosu, całkiem efektownej imitacji gwiazdozbioru przypominającego Anioła. Za pomocą oświetlenia demonizuje się postać Józefa. To niestety zaledwie momenty, które zdobią jeden wielki lektorat. Gra z formą nie potrafi zaabsorbować. Natrętnie wtłaczane utwory fortepianowe Bacha znaczą przejścia do kolejnych scen. Zachowanie wielu wątków i postaci z powieści poszło w parze z wycięciem olbrzymiej partii tekstu. Dlatego też warszawskie ,,Pod Mocnym Aniołem" jest zaledwie streszczeniem Pilcha, na które twórcy próbowali znaleźć kreatywny pomysł. Wypada to słabo. Jedynie mała zmiana w zakończeniu wprowadza element niepewności, co do losów głównego bohatera. Od nieba do piekła wszak niedaleka droga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji