Poranne przebudzenie
PRAPREMIERY "Energicznych ludzi", "Rozmów przy jasnym księżycu" i "Gdy obudzą się rankiem" - utworów przedwcześnie zmarłego utalentowanego radzieckiego aktora, reżysera i pisarza, Wasilija Szukszyna, laureata Nagrody Leninowskiej przyznanej mu pośmiertnie za całokształt twórczości pisarskiej i filmowej - w życiu teatralnym Związku Radzieckiego stały się wydarzeniami znaczącymi. W Polsce, dwa pierwsze utwory wystawione były w minionych sezonach i grane z dużym powodzeniem. Po trzeci z nich, opowieść teatralną "Gdy obudzą się rankiem" w przekładzie Grażyny Strumiłło-Miłosz, sięgnął ostatnio "Powszechny" i - wzbogaciwszy fragmentami sześciu opowiadań Szukszyna w tym samym tłumaczeniu - zaprezentował go na swej Malej Scenie w reżyserii Piotra Cieślaka w opracowaniu plastycznym Mariusza Benoit.
Utwór ten fabułkę ma bardzo prostą. Oto w izbie wytrzeźwień budzi się rankiem siedmiu mężczyzn. Wkrótce po ich przebudzeniu przychodzi młody socjolog, który kolejno prosi delikwentów o zrelacjonowanie zdarzenia będącego przyczyną przymusowego noclegu. Akcja rozgrywa się więc na dwóch planach. Pierwszym z nich jest rzeczywistość izby, drugim - sprowokowane pytaniem socjologa opowieści, udramatyzowane, jakby po amatorsku odgrywane na użytek naukowca i współtowarzyszy ze "żłobka". Na obu tych planach pojawia się ponadto "ciocia Niura" - sprzątaczka, którą mężczyźni wciągają także do partnerowania, współuczestniczenia w relacjach. Jest to postać pozornie bez znaczenia. Mogłaby być jedynie elementem kolorytu lokalnego, rekwizytem - Anna Seniuk czyni z niej postać żywą, kobietę bardzo prostą, prymitywną, lecz posiadającą swoistą wrażliwość, dumę, specyficzną mądrość.
Szukszyn kreśli sylwetki swych bohaterów kilkoma kreskami, obdarza ich charakterami wyrazistymi, zaś sposób, w jaki za ich pośrednictwem mówi, daleki jest od jakiejkolwiek dydaktyki. Nie mamy tu do czynienia z bełkotliwymi, delirycznymi alkoholikami - to znaczy tymi, którzy już zapomnieli dlaczego zaczęli pić, lub też nigdy nie zdołali sobie uświadomić powodów swej choroby. Oglądamy ludzi, którzy uosabiają jeśli nie całe społeczeństwo, to jego znaczną część.
Jest wśród nich zapijaczony łobuz, częsty bywalec izby - gra go bardzo dobrze Władysław Kowalski i w roli tej zaskakuje, bo przecież znany jest przede wszystkim z diametralnie innego emploi. Jest młody naukowiec (Zbigniew Grusznic) i hydraulik (Jan T. Stanisławski), młodzieniec o bliżej nieokreślonym zawodzie (Krzysztof Majchrzak), jubiler (Ryszard Faron) i pracownik jakiejś spółdzielni (Edmund Karwański).
Czy jest coś, co ich łączy? Trafili do izby wytrzeźwień po dość burzliwych wydarzeniach - jeden wraz z kolegą wyrzucił pasażera przez okno, inny zwymyślał zachłanną żonę profesora. Każdy z nich pod wpływem alkoholu - tego środka wszechobecnego, łatwego w użyciu i zawsze w zasięgu ręki - zebrał się na jakąś tam swoją odwagę, zrobił coś, co dawno chciał zrobić, albo powiedział co myśli, po - swojemu podniósł głowę, czy też jak ów pracownik spółdzielni mógł pożyć chwilę fantazją, pogadać jakim to ważnym jest dyrektorem z samochodem i daczą.
Szukszyn przez sześć kolejnych epizodów pokazuje to zjawisko. Opowiadania - choć z oporami (czy socjolog jest rzeczywiście socjologiem?) płyną dość gładko i żywo, są bardzo łatwe do przełknięcia, zabawne. Widzowie bawią się a i opowiadający bywają rozbawieni. Szukszyn początkowe rozbawienie stopniowo wygasza, zmienia nastrój niemal niedostrzegalnie i konsekwentnie prowadzi do epizodu finałowego, niedopowiedzianego, przygnębiającego przygnębieniem, które - choć się śmiejemy - powinno nam towarzyszyć od początku. Oto stary, siwy człowiek (Bolesław Smela), który nie czyta książek, nie bywa w muzeach, w telewizji ogląda wyłącznie "Zwierzyniec", człowiek, który swe życie przegrał, więc przeżył już i teraz nie chce niczego, tylko w niedziele kupuje wódkę i upija się niemal do nieprzytomności, a potem ląduje w izbie wytrzeźwień i tu jest kimś - stałym bywalcem, z którym tamci muszą się liczyć.
"Gdy obudzą się rankiem", bardzo dobrze przez Cieślaka wyreżyserowane i świetnie zgrane, jest spektaklem, który należy zobaczyć. Spektaklem prstym, prosto opowiadającym o sprawach niełatwych, dotykającym tych zjawisk współczesności, którym warto przyjrzeć się bliżej i pomyśleć o nich. Sądzę, że wystawiając go "Powszechny" odniósł sukces, a za wprowadzenie tego utworu do repertuaru należy się realizatorom podziękowanie. Bo nazwisko Szukszyna jest u nas znane lecz widzieliśmy tylko jeden jego film, książek znamy tylko kilka i kilka opowiadań. Teraz mamy okazję poznać jego trzeci utwór sceniczny.