Artykuły

Sceniczne zwierzę w dziewczęcej skórze

Po prostu wbija w fotel w przedstawieniu "Noc Helvera". Aktorzyca - mówią o niej koledzy z nutką podziwu. Dodają też, że lepiej z nią nie zadzierać. Z ANNĄ ROKITĄ, aktorką Teatru Bagatela, rozmawia Marta Paluch.

Koledzy mówią o Tobie: aktorzyca. Podoba Ci się?

- Chyba tak.

Mówią też, że zwierzę z Ciebie. Sceniczne.

- Lubię być na scenie. Czuję, że to, co robię nie jest do końca zaplanowane. Gram instynktownie.

Zaczęłam od tego zwierzęcia nie bez powodu. Byłaś chyba najlepszym psem... pardon - suką, jaką widziałam na scenie. - A, widziałaś "Barbelo". To wymagało odwagi. Sceny kopulacji tych psów trwały strasznie długo i widziałam, że niektórzy widzowie czuli...

... Niesmak?

- Trochę mieli dość. Nie miałam problemu, by to zagrać. Uwielbiam takie rzeczy. Zresztą od dzieciństwa miałam mnóstwo zwierząt i często je obserwowałam. Więc w "Barbelo" bawiłam się jak w przedszkolu.

Mam nadzieję, że dzieci w przedszkolach aż tak dobrze się nie bawią...

- No nie. (śmiech) Ale jednak dziecko się w pełni angażuje i zapomina, że ktoś patrzy. I ja jako ten pies zapominam, że przed sceną są widzowie. Nie myślę o nich.

Nie wstydzisz się?

- Aktor chyba musi zapomnieć o czymś takim jak wstyd. Jeśli kiedykolwiek miałabym poczucie wstydu, to w przypadku scen rozbieranych, umieszczonych w sztuce bez żadnego celu. Natomiast w "Barbelo" jest jakaś umowność. Poza tym, gramy jednak w ubraniach. To nas ratuje od poczucia żenady.

Bardzo odważnie zagrałaś też gwałconą kobietę w "Nocy Helvera". To było przerażające, choć niby też w ubraniu.

- To znaczy, że dobrze się spisaliśmy z Michałem [Kościukiem, odtwórcą drugiej głównej roli w tej sztuce - przyp. red.]. Pomogło nam to, że znamy się kupę lat, jesteśmy dość mocno zżyci.

Ze znajomym łatwiej tak ostro zagrać?

- Jest czas, żeby się oswoić z tym, co się dzieje w tej scenie. Pracujemy nad tym...

Jodie Foster, która grała w podobnej scenie w "Oskarżonych", mówiła, że mimo wszystko coś w psychice jej zostało. Tobie nie?

- Na pewno nie było mi to obojętne. Jeśli mam być prawdziwa, muszę przez chwilę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje.

Odreagowujesz potem na Michale gwałcicielu? Boksujesz go w garderobie?

- Nie, nie boksujemy, (śmiech)

Ale podobno ogoliłaś sobie głowę?

- Tak, i to dwa razy. Ale z innego powodu. Zrobiłam to dla siebie po dość ważnym rozstaniu. Włosy... poszły razem z partnerem i miałam w ten sposób nowy wizerunek. Jakoś tak jest, że gdy kobieta ma problem, idzie do fryzjera albo łapie za golarkę. Ja standardowo złapałam za golarkę. Pani prodziekan pytała, czy wiem, co robię. W teatrze, przynajmniej kiedyś, za coś podobnego można było stracić etat. Wyobraź sobie, że grasz uwodzicielkę, dajmy na to XIX-wieczną, a tu nagle łysa czaszka.

Chyba nie bez powodu Twoi koledzy mówią: lepiej z nią nie zadzieraj...

- No cóż, biorę to na klatę.

Nawet kiedy zagrałaś w reklamie, to punkowe, która spławia faceta.

-Było na ostro. Ale to już nie moja wina! Aktor musi chyba zapomnieć o czymś takim jak wstyd

Jednak ludzie widzą, że masz to w sobie i tak Cię obsadzają.

- Dobrze, niech widzą.

W szkole też byłaś punkiem?

- Grungówą. Nirvana, te klimaty. Dziury w swetrach, flanelowe koszule w kratę.

Stypę po Kurcie Cobainie odprawiłaś?

- Nie tak jak moja siostra. Zamknęła się w szafie i siedziała. Miała czerwone włosy i sporo kolczyków. A ja od niej przejęłam ten styl, podpięłam się.

Nie było grzecznej dziewczynki?

- Nie, chociaż ja przeżyłam swój bunt w podstawówce. Byłam chłopaczarą. Chodziłam z chłopakami na rozwielitki, robiliśmy kapki. Wiesz, co to kapki.

No...

- Topienie butelek na patyku. Szalałam. Moja mama do tej pory wspomina pewną Wielkanoc. Na balkonie zebrała jajka na wszystkie ciasta i tym podobne. A ja urządziłam sobie polowanie z balkonu na kolegów. Tymi jajkami w nich rzucałam. Wszystkie zużyłam.

Szalałaś, ale potem jak Pan Bóg przykazał dostałaś się do szkoły teatralnej i grałaś w teatrze już na II roku.

- Darek Starczewski, reżyser mojego scenicznego debiutu

[Laura w "Szklanej menażerii" - przyp. red.] mi zaufał. Choć załatwienie mojej roli u dyrektora teatru nie było łatwe.

Nie było "wow!"?

- Oczywiście! Byłam strasznie podekscytowana, to duże wyróżnienie. Poświęciłam się wtedy, bo szkołę i zajęcia miałam we Wrocławiu, a Laurę grałam w Bagateli w Krakowie. Pamiętam, że kończyłam zajęcia we Wrocławiu koło jedenastej w nocy, potem pociąg, żeby być rano w Krakowie na próbie. Z próby prosto do pociągu, żeby znowu do Wrocławia zdążyć na zajęcia po południu. Trzy miesiące to trwało, byłam wykończona, ale też pełna jakiejś dobrej energii. Cieszyłam się, że mogę robić obie te rzeczy.

Przyjęli Cię do Bagateli, gdy byłaś jeszcze na studiach?

- Na trzecim roku. I w zasadzie szkołę miałam już z głowy, bo zaliczyli mi pierwszy spektakl do dyplomu. I chyba wyszło mi to na dobre. Pierwszą sztuką, którą potem grałam była "Hedda Gabler".

Podobno teraz sama się śmiejesz z tej roli.

- Straszne to było... Hedda to kobieta, która chyli się ku zachodowi, czuje, że jej życie ucieka. I uroda, obecnie największa waluta przetargowa, bezpowrotnie odchodzi. Ona nie potrafi tego zaakceptować. A co dziewczyna w moim wieku może o tym wiedzieć? Tu tkwił największy problem.

A nie marzysz, by grać w filmach?

- Oczywiście że marzę.

Więc nie jesteś z tych, co to tylko teatr i wysoka sztuka?

- Teatr zawsze będzie na pierwszym miejscu. Do filmu mnie ciągnie, ale dotąd grałam tylko epizody w "Janosiku" czy "Huśtawce".

Reżyserom nie chce się szukać w Krakowie?

- Na pewno się nie chce.

Złości Cię to?

- No pewnie. Długo się tym martwiłam, że Warszawa syci się ciągle tymi samymi twarzami, a zdolnych ludzi jest w Polsce masa. Zastanawiam się, dlaczego ciągle ci sami aktorzy grają wszędzie. Trochę żal, bo też chcielibyśmy poszaleć, pokazać na co nas stać.

Jeździsz na castingi?

- Na te, na które jestem zaproszona.

To tam trzeba zaproszenia?

- Na ważne castingi trzeba. Albo jest tak, że się o nich nie wie. Jest kilka pań reżyserek castingowych w Warszawie i to one decydują, kogo zaprosić albo nie. A reżyserzy typu Małgośka Szumowska czy Łukasz Barczyk, mimo że mają swoich ukochanych aktorów, czasem biorą człowieka, którego niewiele osób zna... Mało jest takich jak oni - takich, których stać na ryzyko i zaufanie.

U nich byś chciała grać?

- Tak, byle coś konkretnego. Lubię kino Szumowskiej, poza tym to ciekawa osoba również prywatnie. Chciałabym, żeby znalazł się reżyser, który mi zaufa i da rolę kobiety dźwigającej jakiś problem. Żeby było nad czym pomyśleć. Bo granie żyćka w serialach to nie bardzo...

Ale pomyśl, po Hance Mostowiak płakało siedem milionów widzów.

- To niech spoczywa w pokoju. Jednak wolę teatr i filmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji