Fantazy
Jak przed rokiem "Kordian", tak onegdaj "Fantazy" w reżyserii Jerzego Antczaka, był spektaklem odświętnym naszej telewizji. Wielu widzów zapewne szykowało się ze specjalną estymą do tego przedstawienia. I nie zawiedli się, bo reżyser dał nam widowisko piękne, wydobył z utworu wszystkie chyba tkwiące w nim warstwy. "Fantazego" chyba tak właśnie grać trzeba, by każda postać była z innej poetyki, by piękno mieszało się ze śmiesznością, uczucie z drwiną, humor z tragiczną refleksją.
"Fantazy" - jeden z najbardziej złożonych i skomplikowanych dramatów romantycznych, nie da się ująć w żadną uproszczoną interpretację, trzeba go brać takim, jak jest, raczej odczuwać, niż rozumieć. Toteż ci z wykonawców, którzy potrafili zagrać z wielkim, osobistym zaangażowaniem w tekst, odnieśli sukces. Wymieniłbym tu na pierwszych miejscach Wiesławę Mazurkiewicz, Janusza Strachockiego, Gustawa Holoubka i Annę Ciepielewską, choć i odtwórcom ról pozostałych, raczej nic nie można zarzucić, a tę pieśń, śpiewaną przez Gogolewskiego w sposób zupełnie niesamowity, będzie się długo pamiętać.
Szkoda, że J. Antczak przygotowywał ten spektakl bez swego stałego współpracownika - scenografa J. Masłowskiego. Zwykle w spektaklach tej pary scenograf grywał równorzędne partie z reżyserem, tym razem zaś mieliśmy tytko dobre tło. I bardzo mi za telewizję przykro, ale trzeba zwrócić uwagę, że marmurowe ławki nie powinny skrzypieć, szczególnie podczas romantycznych tyrad płci pięknej.