Tutam, czyli ich czworo
TUTAM to ani ktoś, ani coś, ani też rodzaj okrzyku wojennego Zulusów. To neologizm utworzony ze słów TU i TAM. TU, czyli na przodzie sceny, w kawiarni i TAM, dalej, w głębi, na jej zapleczu. TU - on jest pisarzem, a w każdym razie takie sprawia wrażenie; ona - nieco egzaltowaną intelektualistką, o sposobie bycia damy. Obydwoje reprezentują wyższe sfery ducha.
TAM - on jest rozleniwionym, chełpliwym, prostackim kelnerem, a ona - tępą, pyskatą kuchtą z wiecznymi pretensjami. TU, w kawiarni, zawiązuje się romans pełen subtelnych odcieni i wyrafinowanych dyskursów. TAM, przy zlewie, prymitywizm zachowań i odzywek niszczy jakiekolwiek ślady i potrzeby uczuć, sprowadzając miłość do czystego biologizmu.
W sztuce jest ich czworo, na scenie - tylko dwoje, bowiem ich dwoje gra ich czworo i to jest właśnie najbardziej nieprawdopodobne i fascynujące w tym spektaklu. Joanna Żółkowska i Janusz Gajos, niezapomniany duet z "Ławeczki" Gelmana, daje popis najwyższej próby. Raz po raz (sztuka jest w 19 scenach), każde z bohaterów dokonuje na naszych oczach sztuki transformacji, zmieniając osobowość, głos, sposób mówienia, poruszania się, wchodząc w skórę zupełnie innego człowieka, by po chwili wrócić do poprzedniej postaci.
Spotykają się ze swymi partnerami albo TU albo TAM, albo też jedno STĄD, rozmawia z drugim STAMTĄD, Żółkowska, uczłowieczając garkotłuka, przerysowuje nieco egzaltację i uduchowienie damy, ale wszystko to w celu silniejszego skontrastowania postaci. Obydwoje są zachwycająco sprawni, godni samych "szóstek", i tylko strach bierze myśleć, co Schaeffer, który specjalizuje się w zastawianiu pułapek i wymyślaniu karkołomnych sztuczek dla najlepszych z możliwych aktorów, wyciągnie z szuflady w następnym sezonie... Na razie cieszmy się i bawmy się na TUTAM.