"Tutam"
NIEZALEŻNIE od materialnych trosk chcielibyśmy zanurzyć się w atmosferę pomyślności i wesołości. Owszem, teatry to rozumieją i na niejednym przedstawieniu warszawskim widownia się zaśmiewa, m.in. w Teatrze Powszechnym. Jeszcze po wyjściu z budynku (via szatnia i wąskie drzwi) ludzka ciżba wciąż jest rozbawiona. Ten przedłużony nastrój wesołości, wynika z satysfakcji oglądania bardzo lubianych aktorów grających w komedii bardzo lubianego autora. Innymi słowy: publiczność świetnie się bawi na sztuce Bogusława Schaeffera pt. "Tutam" granej przez Joannę Żółkowską i Janusza Gajosa.
Przypomnijmy, że Bogusław Schaeffer jest niezwykle wszechstronnym artystą. Napisał 20 utworów dramatycznych, przeszło 300 muzycznych i stworzył wiele równie ciekawych kompozycji plastycznych, a także ma osiągnięcia w dziedzinie fotografii. W każdego rodzaju twórczości jest odkrywczy, zaskakujący. Ze sceny i estrady lubi zaszokować i rozbawić publiczność. Tym razem jednak widownia jest przede wszystkim rozbawiona.
Sztuka nazywa się "Tutam" (czyli tu-tam), bo jej akcja wędruje z sali zakładu gastronomicznego na zaplecze i z powrotem. Role napisane dla czterech postaci autor przeznaczył dwóm osobom, spiętrzając różności autorskie i wyostrzając śmieszność wielu sytuacji.
Scenografia Grzegorza Małeckiego jest funkcjonalna i dyskretna. Mogłaby być jednak dowcipna i bardziej pomysłowa. Poza zaspokojeniem elementarnych wymogów reżysera i autora nie
wnosi niczego do spektaklu. Nie stwarza wielkich możliwości aktorom, nie podpowiada im niczego. Muzyka Bogusława Schaeffera powściągliwie towarzyszy akcji, nie rozpraszając uwagi widza.
Całość reżyserował Marek Sikora. Miał najwyraźniej duże zaufanie do aktorów. Grają bardzo dynamicznie, mają kontakt z publicznością, ale nie szarżują, nie idą na łatwiznę. Reżyser przeoczył, że obydwoje artyści nie dopracowali swoich gestów. Wszystkie cztery postacie można by ciekawiej zróżnicować, dodać im ekspresji.
Widzowie lubią spotykać się z popularnymi wybitnymi aktorami, ale też lubią ich podziwiać.