Artykuły

Jeżeli masz fioła...

...a według Zelenki przynajmniej trzeba wziąć pod uwagę, że masz, to przekonasz się po obejrzeniu "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", że normalność to sprawa wysoce dyskusyjna. Dlatego tej sztuce trzeba koniecznie powiedzieć sto razy tak

Nie wymienię stu argumentów na tak, lecz przynajmniej kilka. "Opowieść o zwyczajnym szaleństwie", którą wyreżyserowała Małgorzata Bogajewska, jest historią współczesną i na szczęście nie ma nic z telenoweli lub serialu o dobrych policjantach i okrutnych gangsterach, z umoczonymi w korupcję politykami w tle. Następnie możemy sami się przekonać, że w teatrze jest możliwe ucięcie sceny, kiedy robi się nudna. Tak to robił Woody Allen, i to z powodzeniem. Po trzecie w całej historii wymyślonej przez Zelenkę, tak bardzo z pozoru zwariowanej, mogę znaleźć sporo codzienności i tego, co mnie dotyczy. Do tego dodajmy czeski humor (na szczęście nie szwejkowski, tylko hrabalowski) z bardzo nieprzyzwoitą atmosferą i dawkę tragikomedii. Wychodzi świetna rzecz w przepisie. Teraz jeszcze kuchnia.

Jak zagrać - żeby nie wypadło tylko głupawo - niejakiego Muchę, który seks uprawia z odkurzaczem, gdyż partnerki rzucają go regularnie; Piotra, głównego bohatera rozmawiającego z kocem (ten koc żyje i jest jego inspiracją); jego ojca zabawiającego się spijaniem bąbelków. W sztuce bowiem cała masa postaci robi na pierwszy rzut oka absurdalne i nieprzyzwoite rzeczy. Np. Jana podrywa w nocy mężczyzn, dzwoniąc do ulicznej budki telefonicznej, gdy ją właśnie mijają. Muzyk Jerzy od lat się domaga tantiemów od właścicieli wind, w których puszczają jego muzyczkę. Gdy już prawie wygrywa, wyciąga syfon i oblewa towarzystwo na sali sądowej. Wspomniany Mucha znajduje obiekt pożądania w postaci manekina, ten - jak to bywa - ożywa i też porzuci Muchę.

Dziesiątki takich epizodów splatają się w tempie filmowego clipu (to znów Allen). I finał jest prosty, bo z pytaniem - kto tu jest nienormalny? Może nasze konfabulacje, kombinacje, skrywane praktyki (ów fioł), których za żadne skarby nie zdradzimy nikomu, niekoniecznie obciążają konto naszej prywatnej normalności. Marzenie o cudzie jest przecież takie normalne.

Lubię sztuki, które robią w głowie mętlik (reżyserka Małgorzata Bogajewska potrafi zamotać głęboko i z klasą). Lubię, kiedy o rzeczach elementarnych mówi się naturalnie, ale oryginalnie. Lubię, kiedy na takiej fali nadają aktorzy. I tu jest najsłabszy punkt czeskiej kuchni. Po kilku latach rozbratu z teatrem (telewizja, reklama, a nawet epizod polityczny) wrócił Janusz Młyński, kilka lat temu ważny aktor Teatru Lubuskiego, pamiętany choćby z bardzo dobrej roli w "Ślubie" Gombrowicza. Tymczasem jego Piotrowi w "Opowieściach" Zelenki brakuje scenicznej swobody i naturalności, oddechu, błysku. Za dużo w tej kreacji męczarni, pisku, zamiast przemyślanego głosu. Przekonania, że "fioł Zelenki" może mieć sens. A na pewno ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji