"Taka miłość" pogłębiona
"Wydarzeniem" nazywa Bogdan Bąk w "Odrze" jeleniogórski spektakl Takiej miłości Kohouta. Wydarzeniem oczywiście dzięki inscenizacji i pogłębieniu sztuki, która w swych normalnych rozmiarach jest współczesną odmianą "obyczajówki". W spektaklu jeleniogórskim "nie szło o tragedię Lidy i Piotra, raczej o żywe problemy dnia dzisiejszego. O konfrontację frazesu z faktem, teorii z praktyką". Inscenizacja podejmowała "problemy moralne unikając moralizowania".
Bronisław Orlicz (reżyser i aktor) był Przewodniczącym Trybunału, który chce znaleźć prawdę. Nie znalazł jej. Składa więc togę i jako osoba prywatna schodzi do publiczności. I do niej odwołuje się w końcu, ona powinna wydać wyrok.
Atmosferę sali rozpraw narzuca scenografia Wandy Czaplanki, która nakreśliła ją pewnymi elementami materialnymi: barierką, która pełni równocześnie funkcję ławy oskarżonych.
Krystyna Bigelmajer podbiła widzów w roli Lidy Matysówny "młodzieńczością, świeżością i szczerością przeżycia... To samo można powiedzieć o Jerzym Wróblewskim (Stibor)... Ryszard Dembiński obronił swego Petrusa" - pisze dalej Bąk. Zuzanna Łozińska zaś w roli Matki zaskoczyła widzów, była "w miarę egzaltowana, w miarę zaślepiona macierzyńską miłością, była skupiona, dramatyczna, a przede wszystkimi bardzo współczesna i oszczędna w geście".