Artykuły

Igraszki z diabłem

Teatr Wojska Polskiego zainaugurował nowy sezon wystawieniem alegorycznej komedio - baśni w stylu ludowym, współczesnego czeskiego autora Jana Drdy, p.t. "Igraszki z diabłem". W komedii tej odzwierciedliła się w ujmujący sposób dusza czeskiego ludu. Bohaterem "Igraszek" jest dzielny weteran Marcin Kabat, typowe ucieleśnienie zdrowej moralnie natury ludowej. Wędruje on "borem, lasem" i przymiera z głodu, ale jest pogodny i pełen optymizmu. A że ma czyste sumienie, więc nie boi się niczego i nie wie nawet, co to strach.

W takich zuchów obfitują literatury ludowe różnych narodów. Nie jest on obcy i naszemu sposobowi odczuwania. Diabła bowiem boi się tylko człowiek zły lub słaby, wrażliwy na pokusy. Koło takich kręci się diabeł najchętniej, wszystko jedno, czy to będzie podatna na pokusy królewna, czy jej dziewka służebna, zbój, czy samolubny, podszyty pychą świętoszek.

Kościół zwykł od wieków straszyć nas piekłem i diabłami, ale zdrowy instynkt ludowy nie bardzo tym strachom dowierza. Szczególnie skłonny jest dawać im wiarę chłop czeski, jak wynikałoby ze sztuki. Podania i baśnie ludowe roją się od chłopów, którzy okpili diabła, i od bab, które go "wyonaczyły". Diabły nie wskórały wiele nawet na naszym szlachcicu Twardowskim, o którym istnieje wersja, że się diabłowi urwał i zawisł na srebrnym księżycu, czy też, że diabeł, skapitulowawszy przed ludzkim sprytem, "czmychnął - i odtąd wciąż czmycha"...

Fantazja ludowa, nie bez pomocy kościoła, wytworzyła całą hierarchię diabelską, ale już czysto swoimi siłami wymyśliła baśniowe opowieści, którymi zły się straszy, a dobry buduje. Powszechną też jest wiara ludowa w cyrografy podpisywane krwią, od których nie ma już ucieczki, gdyż daje im pokrycie samo niebo, odwracające się od grzeszników. Ale i tu na przekór fanatykom i faryzeuszom, wiara ludowa znajduje ratunek u Instancji, wyższej ponad formalistykę świętoszków.

Więc i dzielny weteran Kabat, uwikłany w przygodę dzięki dwóm, lekkomyślnym dziewczynom, które za cenę męża według swojego gustu podpisały oblig piekielny, wyrywa piekłu niedoszłe ofiary, czyniąc to z narażeniem własnej osoby. A kiedy spotyka go za to nagroda najwyższa, w postaci nie tylko ocalenia z niebezpieczeństwa, ale i spełnienia trzech baśniowych życzeń, znowu nie ciągnie z tego żadnych osobistych korzyści, prócz szczypty "tabaku", ratuje natomiast od potępienia duszę dobrodusznego zbója, a nawet i obrzydliwego świętoszka. Bo Kabat posiada mądrość, dobroć - i wie, że są łotrostwa, dla których nie ma zmiłowania, ale wie też, że dużo jest win, wynikających ze słabości natury ludzkiej i głupoty, a takie zawsze okupować można czynem pokuty lub skruchą.

Z przeróżnych motywów ludowych sporządzona komedia Drdy, ma sens życiowy, a nie jest pozbawiona i politycznych aluzji. Bo kiedy autor planował ją, chodziły po ziemi diabły, które podsuwały ludziom do podpisu różne cyrografy, a z pół świata uczyniły jedno "Madejowe Łoże". I tego tylko jednego - widoku bezmiaru nikczemności i zbrodni - przeląkł się dzielny wojak. Pierwszy raz poznał, co to strach - przeraziło go piekielne spodlenie natury ludzkiej.

Poza tym sztuka Drdy oddycha pogodą, optymizmem i humorem, a bogactwo wątków i postaci nastręcza teatrowi okazji do stworzenia pierwszorzędnego widowiska. Jest to właśnie akurat coś dla Leona Schillera. Wiemy, co pomysłowość jego i kunszt reżyserski potrafiły zrobić z mocno już wyblakłego wątku "Krakowiaków i górali". Tekst Drdy nastręczył mu ponownej okazji do reżyserskiego popisu i trzeba powiedzieć, że zrealizował go na sto procent. Wydobył ze sztuki czeskiego autora wszystkie ludzkie treści, a nadto dał pierwszorzędne widowisko kipiące życiem, grające wszystkimi barwami, pulsujące wesołością i humorem.

Do pomocy stanęli mu: dekorator i kostiumer Otto Axer, Jadwiga Hryniewiecka ze swą choreografią i 2 muzycy: Wł. Raczkowski i Tomasz Kiesewetter (kompozytor zabawnej poleczki, służącej za uwerturę, oraz nie mniej zabawnych parodii opartych na motywach Wagnera i Gounoda). Bardzo udany przekład sporządził Zdzisław Hierowski, miejscami okraszając go akcentami gwarowymi z pogranicza polsko - czeskiego.

Wszyscy wykonawcy grają dobrze, a niektórzy znakomicie. Z serdeczną prostotą odtwarza swego bohatera Feliks Żukowski. Barbara Fijewska, jest zjawiskową królewną z bajki. Aż strach, ile w tej małej osobie mieści się przymilności, gracji, lekkości i wdzięku! Stanisław Łapiński w roli straszliwego zbója Sarki-Farki jest samą delicją. Krwistą służebną Kasię gra doskonale Zdzisława Życzkowska. Kazimierz Dejunowicz jest niesamowitym wcieleniem świętoszkowstwa, pychy, obłudy i obleśnej pożądliwości. Henryk Borowski jest wymownym i giętkim diabłem - kusicielem, a Władysław Grabowski rozkosznym Belzebubem. Władysław Straszewski jest rzeczywistym tajnym radcą piekielnym, któremu radę daje dopiero, piękny jak piernik choinkowy, anioł Tadeusza Woźniaka. Osobne dobre słowo należy się imaginatorom diabłów - prostaczków: Lechowi Ordonowi i Zdzisławowi Lubelskiemu, którzy środkami mniej wybrednymi niż Stanisław Łapiński, śmieszą do łez mniej wybredną widownię. Zwłaszcza Ordon, który tak niezwykle gra mimikę tylnej części ciała, z podkręconym jak wąs ogonem. Przejmującą Pierwszą pokusą jest Helena Puchniewska. W epizodach wymienić należy: Marka Wojciechowskiego, Józefa Łodyńskiego, Bolesława Bolkowskiego, Janusza Kłosińskiego, Edmunda Biernackiego, Dominikę Bartosiewicz, Władysławę Skwarską i słuchaczy PWST, którzy otrębują i rozanielają widowisko.

Doświadczenie premiery zalecałoby skrócić nieco tę zabawę. Przedstawienie skończyło się późno, mimo dzielnego uwijania się personelu technicznego i zastosowania sceny obrotowej własnego pomysłu. Bez tej inowacji wykonanie wszystkich 10 obrazów, z jakich składa się widowisko, byłoby nawet w przeciągu tych 3 bitych godzin nie do pomyślenia.

Muszę zrezygnować z wielu spraw, które zasługują na szczegółowe omówienie. Ocenę ich pozostawiam samym widzom, recenzję niniejszą uważając raczej za anons niezwykłego widowiska, które stanie się niewątpliwie źródłem długotrwałej uciechy, pomnożeniem dobrego imienia Teatru Wojska Polskiego i jeszcze jednym tytułem do sławy reżyserskiej Leona Schillera.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji