Artykuły

"Święto Winkelrida"

Odwykliśmy w ostatnich latach od aktualnej, ostrej, odważnej sa­tyry politycznej. Nie było jej w prasie, w radio, na scenie. I na­gle - bomba satyryczna! "Świę­to Winkelrida" Andrzejewskiego i Zagórskiego jest tak nałado­wana polityczną aktualnością, że wydaje się sztuką napisaną w ostatnich tygodniach.

A tymczasem ma już lat z gó­rą dwanaście. Autorzy pisali ten utwór w roku 1944, przed wy­buchem powstania warszawskie­go. Jak wynika z tekstu druko­wanego krótko po wojnie, my­ślą przewodnią "Święta Winkelrida" była chęć ostrzeżenia społeczeństwa, a zwłaszcza mło­dzieży przed szaleńczym zrywem powstańczym, który musiał za­kończyć się tragiczną klęską.

Przenosząc akcję utworu w daleką przeszłość miasteczka szwajcarskiego autorzy wybrali dzień, w którym obchodzono dwu­dziestą rocznicę bohaterskiej śmierci słynnego Winkelrida.

Z perspektywy lat dwudziestu widać, jak żałosne są owoce krwawych ofiar i walk boha­terskich; które miały dać szczęście ludowi szwajcarskiemu. Ci, którzy organizują dziś obchód ku czci bohatera, sięgnąwszy po władzę stali się samolubni i wy­niośli, bezwzględni, zakłamani i obojętni na potrzeby ludu.

Burmistrz Jakub, miejscowy dygnitarz, reprezentuje typ karierowicza, dla którego powo­ływanie się na koleżeństwo bro­ni z Winkelridem jest tylko jed­nym ze sposobów umacniania władzy. Zaproszony przez bur­mistrza na uroczysty obchód Konrad Winkelrid, syn bohate­ra narodowego - to prosty chło­pek. Przybywa z górskiej wio­ski jedynie w nadziei, że naresz­cie zdoła odzyskać ojcowską łą­kę, zagarniętą kiedyś bezpraw­nie przez "cesarskich", lecz do­tychczas nie zwróconą.

Sprawa Konrada Winkelrida stanowi w tej komedii smutny, wręcz tragiczny wątek. W atmo­sferze tromtadracji i zakłama­nia lud jest oszukany. Sens bo­haterstwa i poświęceń dla idei nabiera gorzkiego smaku.

Zdumiewająca jest aktual­ność "Święta Winkelrida". Potwierdza ona prawdę, że dobra literatura wytrzymuje zawsze próbę czasu. Odnosi się wrażenie, że ten utwór napisano po XX Zjeździe, bo tak wyraź­nie atakuje grzechy stalinow­skiej epoki oraz ich skutki w życiu dzisiejszym. Nie trudno zorientować się, że twórcza inscenizacja Kazimierza Dejmka w znacznym stopniu przyczyniła się do zaktualizowania komedii, nadając jej zdecydowany kształt satyry politycznej. Dejmek skom­ponował barwne, niezwykle ży­we i zajmujące widowisko, któ­re jest przykładem, jak świet­nie można środkami teatralnymi spotęgować siłę oddziaływania tekstu literackiego. Inscenizator dokonał zręcznych skrótów, zdy­namizował utwór, wprowadza­jąc jednocześnie pewne elemen­ty związane z dzisiejszą aktual­nością.

W interpretacji łódzkiego ze­społu "Święto Winkelrida" tra­fia do sumień i wyobraźni. Na­reszcie doczekaliśmy się teatru na wskroś politycznego, a zara­zem silnie angażującego umysły i serca.

Spektakl ten wymaga od wi­dza myślenia. Trzeba uważnie śledzić tekst i sytuacje, w lot chwytać sens satyryczny podawany często w formie subtel­nych aluzji słownych, a jeszcze częściej w aktorskim geście, mi­mice, intonacji lub też w kształ­cie plastycznym i niezwykle su­gestywnej muzyce Tomasza Kie­sewettera. Harmonijne współ­działanie wszystkich środków scenicznych zadecydowało o nie­bywałej ekspresji tego przedsta­wienia.

Szczególnie w scenach zbiorowych. Świetna jest scena uro­czystego obchodu z trybuną ho­norową, orkiestrą i chórem mło­dzieży, wygłaszającym deklama­cje pod batutą gorliwej nauczy­cielki. Zespół aktorski podpo­rządkował się znakomicie kon­cepcji reżysera, trafiając w ton ostrej satyry. Postać burmistrza - to doskonałe studium dygnitarza-karierowicza, który za wszelką cenę stara się utrzymać swoją pozycję. Gra go z poczu­ciem humoru Andrzej Szalawski, zbierając brawa zwłaszcza w momencie, gdy przygotowuje swój publiczny występ. Charak­terystyczną figurę burmistrzowej Agnieszki wyrysowała jaskrawo Wiesława Mazurkiewicz. Postać "etapowego" poety Gabriela, autora dętych dytyrambów, za­grał znakomicie Seweryn Bu­trym. Bogdan Baer był pełnym naiwności i prostoty chłopem Konradem Winkelridem, który nie daje się otumanić atmosferą oficjalnego obchodu i z uporem wraca do sprawy swej łąki. Do­skonale kontrastował ze środo­wiskiem lizusów, służalców i ka­rierowiczów. Michał Pawlicki -(Tomasz) i Gustaw Ludkiewicz (Tobiasz) tworzyli wyrazistą pa­rę włóczęgów.

Cały zespół, doskonale zgra­ny, nawiązywał żywy, bezpo­średni kontakt z widownią, której reakcja była dowodem, że zawarty w spektaklu ładunek persyflażu i satyry miał siłę celnego pocisku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji