Artykuły

Rekolekcje w Teatrze Polskim

Kanoniczny tekst Paula Claudela w tradycyjnej inscenizacji Lembita Petersona przypomina rekolekcyjne przedstawienie przygotowane przez dzieci z wczesnej podstawówki - o "Zwiastowaniu" w warszawskim Teatrze Polskim pisze Agata Łuksza z Nowej Siły Krytycznej.

W dorobku klasyka francuskiej dramaturgii, Paula Claudela, "Zwiastowanie" zajmuje miejsce szczególne. Claudel wysoko oceniał tę sztukę, asystował przy jej inscenizacjach, przez lata szlifował tekst - począwszy od 1892 r., gdy jeszcze krążył pod tytułem "La Jeune Fille Violaine", aż do 1948 r., kiedy powstała ostateczna wersja przeznaczona do wystawiania na scenie. Jako pierwszy ze "Zwiastowaniem" zmierzył się nie kto inny, jak sam Lugné-Poe, przygotowując w 1912 r. we współpracy z Claudelem utrzymane w estetyce symbolistycznej przedstawienie w paryskim Théâtre de L'Oeuvre. Od tamtej pory "Zwiastowanie" wzbudzało nieustające zainteresowanie również poza granicami Francji, a nawet doczekało się pozytywnie przyjętej przez krytykę ekranizacji filmowej (reż. Alain Cuny, 1991 r.).

"Zwiastowanie" w warszawskim Teatrze Polskim na zaproszenie Andrzeja Seweryna wyreżyserował Estończyk Lembit Peterson - artysta o uznanej renomie, współtwórca i dyrektor mieszczącego się w Tallinie Stuudio Theatrum. Peterson zajmował się tekstem Claudela już wcześniej, wystawiając "Zwiastowanie" z Theatrum w 2008 r. W przedstawieniu tym wcielił się zresztą w postać wyruszającego do Jerozolimy ojca, Anne Vercors. Nie wiem, ile z tallińskiego spektaklu Peterson przeniósł na Scenę Kameralną Teatru Polskiego (za kostiumy ponownie odpowiadał Pille Jnes, a za muzykę - Marius Peterson, więc na pewno znalazłyby się podobieństwa), ale jeśli jego pierwsze "Zwiastowanie" było choćby w połowie tak wątłe, rozwleczone i toporne jak najnowsza premiera przy ul. Karasia, to cieszę się, że nie miałam okazji go oglądać.

Jak wiadomo, Claudel poruszał w swoich dramatach tematykę religijną, łączył plan ludzki z planem boskim, kreował świat, w którym profanum i sacrum nieustannie przenikają się, a człowiek zmaga się z wielką Tajemnicą. Nie inaczej jest w osadzonym w realiach średniowiecznej Francji "Zwiastowaniu", gdzie główna bohaterka, Wiolena idąc za głosem powołania, odrzuca rodzinne szczęście i pokornie wybiera drogę cierpiącej świętej. Zgodnie z założeniami Petersona "Zwiastowanie" może stanowić kontrapunkt dla laicyzującej się Europy i pewnie nie bez przyczyny premierę zaplanowano na początek Wielkiego Postu - w końcu w Polsce nawet niewierzący orientują się w rzymskokatolickim kalendarzu liturgicznym. Najwyraźniej jednak Peterson albo na tym zgłębianie polskiej tradycji, w tym tradycji teatralnej, zakończył, albo postanowił ją zignorować. W kraju, w którym katolicyzm odgrywał (i wciąż odgrywa) tak istotną rolę w życiu społecznym, gdzie teatr od dekad porywał religię w miłosno-nienawistne objęcia, a na scenie modlitwa stapiała się z bluźnierstwem, w kraju, w którym zrodził się Ciemny Cieślaka, a w murach sprezentowanych nam przez Stalina Żmijewski odprawiał mszę, wystawiony w porażająco tradycyjnym stylu kanoniczny tekst francuskiego klasyka przypomina rekolekcyjne przedstawienie przygotowane przez dzieci z wczesnej podstawówki.

Nie bądźmy jednak zaściankowi, zostawmy Polskę, niech "laicyzująca się" Europa będzie punktem odniesienia. Ta Europa, która miała z chrześcijaństwa wyrosnąć i w chrześcijaństwie rozkwitnąć (choć Erich Fromm twierdził, że co najmniej od czasów renesansu Europejczycy osuwali się konsekwentnie w pogaństwo), a dziś bezceremonialnie marginalizuje je zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej. Czy w drugiej dekadzie XXI wieku język, którym o tajemnicy sacrum mówił Claudel, może jeszcze dosięgnąć widzów teatralnych? Czy w ogóle spektakl trzymający się wiernie dawnego tekstu i opierający się na realizmie scenicznym (tak, są bijące dzwony zza sceny i trele skowronka, zapalanie i gaszenie świec, stroje z epoki, a nawet padający śnieg!) może widownią poruszyć i wstrząsnąć na tyle silnie, by zatrzeć wrażenie obcowania z przekazem boleśnie archaicznym?

Zarzucam Petersonowi, że nie zmierzył się z tekstem Claudela, nie podjął z nim żadnej walki, nie mocował się z nim (jak Jakub z Aniołem), lecz padł przed nim na kolana z naiwną żarliwością i ufnością. Dlatego "Zwiastowanie" nie ma w sobie nic z teatralnej przygody, nic z autentycznego spotkania człowieka z człowiekiem, ze sztuką, ze świętością, dlatego jest instruktażem, a nie misterium, modlitwą wyklepaną z książeczki do nabożeństwa, choć powinna być wydarta z głębi trzewi. Peterson zrobił przedstawienie śmiertelnie poważne, napuszone i ułożone, jakby nie zauważył, że od czasu pierwszej premiery "Zwiastowania" minęło 100 lat, a pytanie o relację między Bogiem a człowiekiem, choć wciąż żywe, jest coraz trudniejsze do sformułowania. Wielkie aspiracje Petersona, by skonfrontować widzów z postawą akceptacji wobec wyroków niezrozumiałego sacrum i tym samym, jak przypuszczam, wzbudzić osobistą refleksję nad Życiem i Transcendencją, zostały wyłożone tak bardzo serio i z taką emfazą, że zrobiło się żałośnie śmiesznie.

Choć Peterson ponosi odpowiedzialność za ogólną koncepcję tego spektakularnego niewypału, trzeba również oddać sprawiedliwość aktorom - gdyby grali lepiej, może warto byłoby się przemęczyć trzy i pół godziny dla interesujących kreacji aktorskich. Kiedy Bohdan Korzeniewski próbował przybliżyć czytelnikom specyfikę dziewiętnastowiecznej melodramy, napisał: "Ach i och, stój, przebóg, A tuś zdrajco! (strzela), Ha, nędzniku... (rzuca się nań), Precz hultaju! (przeklina), Ach, matko (pada jej do nóg), Umieram (omdlewa)". Tymi słowami można równie dobrze podsumować popisy aktorów w "Zwiastowaniu", których egzaltacja przekroczyła wszelkie dopuszczalne granice dobrego smaku. Trafnym porównaniem byłyby także popularne telenowele. Z tą różnicą, że w "Zwiastowaniu" nie o tanią rozrywkę chodzi, lecz o głębokie dumanie nad bytem, lecz jak tu dumać, gdy trudno zachować powagę?

Dumaniu miały sprzyjać momenty tzw. wyciszenia, gdy światła przygasały, aktorzy zastygali w bezruchu, a z głośników sączyły się pieśni religijne. Chwyt niezmiernie tani i wybitnie nieskuteczny, a co gorsza, wydłużający sztukę i tak za długą. W dodatku - zwodniczy, bo budził nadzieję, że koniec jest bliski. Ze smutkiem pozostaje mi stwierdzić, że gdyby nie obowiązek recenzencki, uciekłabym ze "Zwiastowania" po pierwszej przerwie, choćby po to, by oddać się zadumie w bardziej sprzyjających okolicznościach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji