Artykuły

Drób a sprawa polska

Najpierw na sceną wchodzi Murzyn ubrany w krakowski strój, usiłuje przeczytać kawałek z "Wesela" i przeklina siarczyście w sobie tylko znanym narzeczu. Potem podnosi się kurtyna, widzimy ławki szkolne, pomiędzy którymi snuje się facet, gadający z wypchaną kurą na temat Arystotelesa i Nietzschego. Pojawiają się dziwne postaci, odśpiewują swoje i znikają. Pada sztuczny śnieg, gra orkiestra dęta i grajek na akordeonie. Wszystko pomieszane i do góry nogami. Jak to w kabarecie.

Rzecz jest o Polsce. Nic dziwnego, że w formie kabaretu. Kabaret stał się masowym stylem życia, rozrywki i rozgrywki. A oficjalną polszczyznę spod znaku Orła Białego niekiedy trudno jest odróżnić od tej odbitej w krzywym zwierciadle satyry. Toteż godłem "Żywej klasy" jest wypchana kura. Ale nawet ona, gdyby była żywa i miała dobry wzrok, nie znalazłaby w tym rozgardiaszu ziarnka sensu.

"Żywa klasa" to rewia problemów i postaw. Reżyser Wojciech Szelachowski wygrywa tradycyjne polskie motywy, osmętnice i Bronowice, bohaterszczyznę i inteligencję w krótkich majteczkach, poplątanie liryki i patosu, nadęcia i niemocy. Dodaje szczyptę ostrej satyry na zjawiska konkretne, rodem z bieżącej polityki i publicystyki. Ironicznie mruga w kierunku "Umarłej klasy" Kantora, z której wypożycza ławki i pomysł na stale obecnego na scenie animatora. Także w kierunku Gombrowicza i szkoły - jako metafory ludzkiej kondycji, siedliska tego, co niedojrzałe, hybrydalne i pełne sprzeczności. Dorzuca troszkę poetyki Przyboro - Wasowskiej i odrobinę Olgi Lipińskiej. Dba również o dobro Szelachowskiego - tekściarza. Walory literackie piosenek to mocna strona przedstawienia. Podobnie jak wykonanie. Aktorzy komponują tu małe rólki. Umiejętnie akcentują żart natury i z natury egzystencjalnej, łezkę na temat ludzkich kompleksów i niedoróbek, śmieszny urok stereotypów, sentyment do banału oraz aluzje współczesne. W pamięci widzów na pewno pozostanie pechowiec Marka Janika z "Medytacji powszedniej, "Pamiętniczek Kasi" Alicji Butkiewicz, "Gdzieś Hawaje" i rozmarzona sprzątaczka Alicji Bach, "Pewien Franek" czyli Andrzej Zaborski, "Chocholica" Jolanty Rogowskiej, Małgorzata Płońska, która rzuca wszystkich "Na kolana", duet z "Poematu resocjalizacyjnego", Mieczysław Fiodorow jako anarchista albo zbiorowe wykonanie "Historii wsi Machowo". Tylko niedostatek miejsca nie pozwala mi wymienić wszystkich nazwisk wieloosobowego zespołu aktorskiego .

Jeśli do tekstów i aktorstwa dodamy świetną muzykę Krzysztofa Dziermy oraz scenografię Andrzeja Dworakowskiego, to wyliczymy wszystko, co w "Żywej klasie" składa się na dobry kabaret literacki. Najlepszym komplementem dla twórców spektaklu może być fakt, że premierowa publiczność jeszcze nuci niektóre piosenki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji