Artykuły

Addio, pomidory

"WO-MAN W POMIDORACH" w choreografii Yossi Berga Polskiego Teatru Tańca. Pisze Karina Bonowicz w serwisie Teatr dla Was.

Dużo tańca, mało teatru - w taki oto sposób Polski Teatr Tańca z Poznania prowadzi dwuznaczną grę z widzem. Szkoda, że na grze wstępnej się skończyło.

"WO-MAN w POMIDORACH" to - najkrócej rzecz ujmując - opowiedziana tańcem żartobliwo-refleksyjna historia o kobiecie i mężczyźnie, a właściwie o walce płci: przeciwnych i tych samych. Popkulturowe motywy mieszają się z grubo ciosanymi stereotypami na temat kobiet i mężczyzn. Stereotyp goni stereotyp. Zaczynamy od wcale nie symbolicznej walki blondynek z brunetką, która jest zapewne pretekstem do pokazania, że (i dlaczego) mężczyźni wolą blondynki. Niestety, nadal nie wiemy czemu tak się dzieje. Mamy kobietę uwięzioną w pułapce własnej seksualności i kobietę, którą świat zmusza do ukrycia prawdziwej twarzy pod makijażem (presja idealnego wyglądu i związanego z tym cierpienia wymownie pokazana jest za pomocą rozmazanej czerwonej szminki). Mamy też kobietę-kochankę i kobietę-porzuconą kochankę. Mamy kochankę młodą, młodszą i jeszcze młodszą. I wreszcie mężczyznę rozdartego między jedną a drugą, między poczuciem obowiązku a pożądaniem ciała.

Tancerze w "WO-MAN w POMIDORACH" spisują się doskonale, zwłaszcza w scenach walki o trofeum, które w tym wypadku jest warzywem. To satyra na kult macho, który pręży mięśnie i wykonuje tańca wojenne dla pomidora. Ale to też - idąc dalej, w duchu psychoanalizy - walka o kobietę i jej podziw, której zwieńczeniem i nagrodą jest oddanie się fizyczne tejże kobiety. Sprytnie przemycono też kolejny stereotyp - przeciwstawiono przerysowanych w swej zniewieściałości mężczyzn topornym macho. I jedni, i drudzy wywołują uśmiech politowania, a przecież w naszym utkanym ze stereotypów świecie żałość powinni budzić tylko ci pierwsi. To właśnie "męskie" fragmenty spektaklu kradną cały show. Ich - pokazana z rozmachem, a jednocześnie z imponującą precyzją - seksualność i tężyzna fizyczna sprawdza się doskonale zarówno w tańcu wojennym, jak i godowym. Męska rywalizacja urzeka i bawi. Zatrważa i podnieca. A wszystko w damsko-męskich barwach seksualnych: bieli i czerwieni.

Formę spektaklu tworzą elementy charakterystyczne dla teatru tańca, ale poznański teatr przełamuje - pod względem technicznym i stylistycznym - jego konwencję. Łączą w jedną całość: taniec i śpiew, grę aktorską i frazy codziennego języka. Jest tylko jedno "ale": synkretyzm owszem jest, ale nie pozbawiony chaosu. Struktura spektaklu przypomina kompozycję rozbitego lustra, tyle że widzowi trudno poskładać wszystkie elementy w jedną całość. Mimo że myśl przewodnia jest wyraźnie zaznaczona, trudno doszukać się klucza, za pomocą którego dobrano poszczególne sekwencje. Choreograficznie za to wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Zwłaszcza w męskich partiach. Kult macho z przekomiczną walką o pomidora jest najmocniejszym punktem spektaklu. Taneczno-muzyczna podróż po damsko-męskich stereotypach, nawet jeśli mamy do czynienia z pewnymi niedociągnięciami w warstwie fabularnej, broni się dynamiczną choreografią i humorem, który obywa się bez słów.

Spektakl poznańskiego teatru to dla mnie trochę jak polizanie cukierka przez papierek. Przedstawienie rozbudziło apetyt, uwiodło widowiskowością, ale nie do końca zaspokoiło głód treści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji