Artykuły

Życie jest nie tylko snem

"Życie jest snem" Calderona obrosło już w europejskiej tradycji literackiej i filozoficznej niemałą tradycją i legendą. To wybitne dzieło baroku, jedna z najlepszych sztuk hiszpańskiego dramaturga XVII w. (a napisał ich około 200!) ciągle fascynuje kształtem dramaturgicznym, w którym niepodzielnie panuje paradoks, niezwykła aura ni to baśni, ni realności - przemieszanie tych obu sfer, gdzie nawet postaci mają trudności ze zidentyfikowaniem samych siebie, stanu, w jakim się znajdują. Sceptycyzm i wiara w barokową Opatrzność, wyrafinowanie i komponowanie świata wedle zasady, że nie ma w nim rzeczy niemożliwych sprawia, iż "Życie jest snem" trzeba zaliczyć do trudnych pozycji repertuarowych, na jakich kanwie jednakowoż można wiele wygrać i pokazać. I oto Teatr Stary, o którym można powiedzieć wiele, tylko nie to, że zbywa mu na ambicjach zmagania się z tekstami trudnymi i niebanalną ich inscenizacją, wystawił dzieło Calderona, "imitowane" przez naszego czołowego "neoklasycystę", Jarosława Marka Rymkiewicza.

Rymkiewicz od dawna interesuje się literaturą XVII-wieczną, fascynuje go hiszpański barok, czego dowodem tomik "Kwiat nowy starych romanc czyli imitacje i przekłady hiszpańskich romances". "Życie jest snem" przefiltrował przez lekturę współczesnej filozofii, zwłaszcza głośnego historiozofa hiszpańskiego Ortegi y Gasseta. Z ducha Calderona i Gasseta (nie bez pewnych wpływów egzystencjalizmu) wysnuł swoją "imitację" w której na plan dalszy zeszła egzotyka barokowej fantastyki, stając się narzędziem do przekazywania refleksji o losie ludzkim, o jego komplikacjach, przewrotnościach, złudzeniach jednostek - i ich samotności.

Akcja sztuki rozgrywa się w Polsce, a wśród osób dramatu nie zbrakło "Basilia króla Polski" (Jerzy Nowak) i "Astolfa księcia Moskwy" (Jerzy Bączek) - ale równie dobrze można by tu zastosować formułę Jarry'ego z "Ubu króla", że "rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie", przy czym "nigdzie" oznacza "wszędzie". Reżyser spektaklu, Bogdan Hussakowski, stara się zgodnie z intencją zarówno autora, jak i "imitatora" skoncentrować na filozofii "ja" ludzkiego, jego kształtowania się w zmienności losu, prób obrony przed rzeczywistością, która na poły pochodzi z realności, na poły ze snu - z projekcji osobowości na świat, i odwrotnie - z nacisków świata na to jedyne, niepowtarzalne, ani fizyczne, ani duchowe (jak twierdzi Gasset), co tkwi w nas, określa naszą identyczność. "Ja" oznacza więc zarówno szczęście (jeśli współbrzmi ono z okolicznościami), jak i trwogę i cierpienie, gdy człowiek usiłuje się mu przeciwstawić.

Nietrudno odgadnąć istotę konfliktu: oto tylko dążenie do realizacji nakazu "ja" zapewnić może harmonię - ale jednocześnie dążenie owo niekoniecznie musi być zgodne z normami, rządzącymi życiem, społecznością. Wierność sobie oznacza tedy konflikt, bytowanie między przeszłością a przyszłością w krainie półprawd, półsnu. Każda niespodzianka zdaje się potwierdzać to; nic nie jest pewne, jednoznaczna ocena czynów staje się trudna, jeśli nie wręcz niemożliwa, bo trudno przewidzieć ich skutki. Jan Błoński tak kończy swój wywód o sztuce Calderona: "Śniąc swoje życie, nie wiesz i nie dowiesz się nigdy, co jest wokół ciebie prawdziwe; ale właśnie wtedy, kiedy - porwany wirem rojeń - stracisz miarę rzeczywistości, roznieci się w tobie pożądanie dobra: tracąc świat, zyskasz mądrość".

Jest rzeczą oczywistą, że ambitne potraktowanie dramatu - a z takim mamy do czynienia w przypadku "Życie jest snem" w Teatrze Starym - wymaga znalezienia formuły scenicznej dalekiej od tradycjonalizmu. Autorzy scenografii - Lidia Minticz i Jerzy Skarżyński - stworzyli wizję, która atakuje tradycjonalizm w sposób mogący wywołać sprzeciwy (zwłaszcza kostiumy "zasłonkowe" - bo jakże je inaczej określić; można je potraktować jako metaforę złudności). Tym niemniej, scenografia owa prezentuje się nader interesująco, ze swoimi skłonnościami do abstrakcyjnej geometryzacji. Poruszają się na jej tle postaci, grające same siebie - a więc grające, by tak rzec, podwójnie.

Marek Walczewski jako "principe Segismundo" ma bodaj najtrudniejsze zadanie, on to bowiem jest głównym bohaterem nieustannych przeistoczeń jawy i snu. Wywiązuje się ze swego zadania więcej niż dobrze: jest zarazem barbarzyński i wyrafinowany, bohaterski i bezbronny, szlachetny i małostkowy. Jerzy Nowak jako Basilio, król Polski, ma w sobie wiele tragizmu, wynikającego z fatalistycznego podejścia do zdarzeń. Reprezentuje złudzenia, że wszystko da się racjonalistycznie uładzić, że można naturę ludzką uprościć. Infantkę Estrelię gra Izabela Olszewska - wyniosła, pełna godności w rozpaczy. Pewne wątpliwości rodzi ustawienie Rosaury (Krystyna Mikołajewska), która miejscami zdaje się tracić ostateczny wydźwięk niektórych scen. Clotalda odtwarza Bolesław Smela.

Przedstawienie jest bardzo interesujące - ale i dyskusyjne, w dobrym słowa znaczeniu. Można by się spierać, czy akurat taki ładunek groteski był potrzebny w akcie III, i czy akt drugi nie mógłby być mniej statyczny. Ale raz jeszcze podkreślam: przy tego rodzaju trudnej sztuce, wyważanie proporcji i interpretacja nie tylko może, ale powinno prowokować do sporów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji