Artykuły

Legnica. Widz zmarł na scenie Modrzejewskiej

Legniczanin zasłabł podczas premiery sztuki. Publiczność była zdezorientowana, bo widza ratowali aktorzy w białych fartuchach.

Teatr im. Modrzejewskiej, premiera spektaklu "Inny chłopiec". Sobota, godz. 19. Ostatni widzowie zajmują miejsca na krzesłach ustawionych na scenie. Rozpoczęcie przedstawienia przeciąga się. Dopiero później okazało się, że czekają na widza, który jest w drodze. Po kilku minutach bileterka wprowadza go na widownię. Mężczyzna szybko zajmuje miejsce w ostatnim rzędzie. To on stanie się nieoczekiwanie centralną postacią.

Spektakl się rozpoczyna. Po kilku minutach aktorzy odgrywają scenę porodu. Mateusz Krzyk, grający lekarza, ubrany w fartuch, podnosi do góry lalkę noworodka. I w tym momencie rozlega się głos dyrektora teatru Jacka Głomba: "Musimy przerwać spektakl, człowiek zasłabł".

Najszybciej reagują aktorzy. Mateusz Krzyk i Bogdan Grzeszczak wbiegają na widownię. Wraz z widzami znoszą nieprzytomnego człowieka na scenę. Mateusz Krzyk fachowo poleca, by zbadać nieprzytomnemu tętno, i rozpoczyna masaż serca. Później pomaga mu w tym inny mężczyzna. Przy nieprzytomnym leżącym na scenie jest grupa ludzi, którzy wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji. Publiczność była zdezorientowana, bo widza ratowali aktorzy w białych fartuchach.

- Zareagowałem instynktownie - mówi Mateusz Krzyk. - Wszystko, co zrobiłem, to był odruch. Uczyłem się masażu w szkole i przez rok pracowałem na oddziale intensywnej terapii, więc wiem, jak się udziela pierwszej pomocy. W takich sytuacjach trzeba reagować bardzo szybko.

Gdy na scenie ludzie walczą o życie nieprzytomnego człowieka, wielu widzów myśli, że to tylko gra. - Byłam przekonana, że to kolejna ze scen - przyznaje Teresa Śliwińska, siedząca w pierwszym rzędzie. - Aktor w fartuchu ratuje chorego widza.

Przez dłuższy czas nie docierało do mnie, że to się dzieje naprawdę. Ci ludzie ratowali człowieka tak fachowo, że wydawało mi się, iż musieli to wcześniej ćwiczyć. Robili to jak prawdziwi ratownicy z pogotowia.

Dopiero po kilku minutach dla wszystkich jest jasne, że to nie spektakl. Ktoś z widzów mówi, że zna mężczyznę, który zasłabł. To znany legniczanin, przedsiębiorca Waldemar Czechowski-Jamroziński.

- Spieszył się dziś na to przedstawienie - usłyszeliśmy od jego znajomej. - Jechał aż z Warszawy, gdzie pracował.

Ludzie opuszczają widownię. Czekanie na karetkę dłuży się niesamowicie. Wreszcie ratownicy wchodzą na scenę. Reanimacja trwa niemal trzy kwadranse.

- Waldemar Czechowski-Jamroziński był blisko teatru. Od wielu lat bywał na wszystkich spektaklach - wspomina Mariola Hotiuk.

Wojciech Obremski, znajomy zmarłego, przeżył szok, gdy dowiedział się o śmierci w teatrze. - Był działaczem Solidarności - wspomina Obremski. - Później był dyrektorem Wyższej Szkoły Zarządzania w Legnicy i prezesem Interferii.

Mateusz Krzyk i inni aktorzy długo siedzieli w teatrze. - Nadal jesteśmy w szoku mówią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji