a jednak teatr (fragm.)
Ostatnia premiera tego sezonu - "Clowni" - przenosi całą tę problematykę na piętro wyższe: w świat metafory literackiej i teatralnej.
Rodowód spektaklu jest kabaretowy, zważywszy na kilkuletnią praktykę autora - to raczej zaleta. A jest to opowieść o losie artystów (cyrkowych) poddanych ciśnieniom procesów społecznych. Mechanizm rządów zaprowadzonych przez demonicznego (choć niewidocznego) dyrektora cyrku, odbiera clownom nie tylko swobodę działania, ale zmusza do tak częstych zmian masek, że prowadzi w końcu do zatracenia poczucia tożsamości. Kim są? Sami nie wiedzą. Czy tylko błaznami rozbawiającymi publikę, czy jednak ludźmi próbującymi w skomplikowanym języku aluzji, niedomówień, łamańców reżyserskich, powiedzieć parę sensownych słów o rzeczywistości?
Ale to nie koniec. Strzelecki obdarzył ludzi z cyrku bardzo dużą samoświadomością. Jako zawodowcy angażują się oni bez reszty w absurdalne sytuacje, lecz też nieustannie patrzą na siebie jakby z boku. Chcą się wyrwać, ale dyrektor wie, co robi. Poszerzając stopniowo margines swobody ujawniania siebie, zacieśnia pierścień rzeczywistego zniewolenia (symbolizowany przez rosnącą w czasie przedstawienia klatkę otaczającą scenę-arenę). Wpaja w clownów odruch stałej autokontroli. A to działa lepiej i skuteczniej niż wszelkie administracyjne zarządzenia.
Tak pomyślany tekst, zbudowany na dodatek w postaci kilkunastu epizodów przedzielanych tragicznymi w wyrazie wyznaniami kolejnych artystów, może obronić się jedynie dobrym aktorstwem, wykonaniem. I oto zespół Teatru 77, któremu wielu odmawiało w ogóle umiejętności profesjonalnych, pokazał, że może z powodzeniem przygotować widowisko co się zowie, w którym zadania aktorskie mogą być rozgrywane w iście cyrkowym tempie. Okazało się również, że każdy z aktorów potrafi zindywidualizować swe sceniczne istnienie nie tylko jako ,,nosiciel idei" (co było niemal jedyną aktorską regułą dawnych przedstawień teatru), ale i jako typ psychologiczny, ludzki.