Artykuły

Kiedy zaczną o nich mówić?

"Ożenek" w reż. Bogdana Kokotka w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Recenzja Jacka Uglika w Teatrze.

Rozpocznę od oczywistości: czym innym jest mówić o sztuce Gogola, nie opowiadającej przecież o realiach carskiej Rosji, lecz o Człowieku, czym innym o jej interpretacji teatralnej. Czas prapremiery Ożenku to czas wielkiego wpływu filozofii niemieckiej na myśl rosyjską, z wolna rodzący się bunt wobec Hegla i nieustanne próby upodmiotowienia człowieka, który dla Hegla miał być wyłącznie trybem w maszynie. O tym człowieku, kochającym, samotnym i cierpiącym, ale i głupim, próżnym, opowiada w Ożenku Mikołaj Gogol.

Niby wszystko było w porządku, historia toczyła się ustalonym torem, Podkolesina znowu nie udało się ożenić, jego rywale do ręki przekwitającej już panny młodej błaźnią się w zagubieniu, w pragnieniu odmiany żywota własnego, Fiokła dwoi się i troi, by wypełnić powinność swatki, a wszystko i tak kończy się jak zwykle. Klapą. Tyle tylko, że w adaptacji zielonogórskiej przegrywa też reżyser, któremu nie udało się okiełznać postaci Gogolowskich, z tego samego powodu kładą na łopatki mistrza Gogola aktorzy. Nie wszyscy. Jednakże skoro jedną z wyrazistszych postaci Ożenku staje się Duniaszka, posługaczka (w tej roli Tatiana Kołodziejska), to coś chyba, delikatnie mówiąc, jest nie tak. Pochwalić mamy obowiązek Jerzego Kaczmarowskiego (egzekutor Jajecznica), Wojciecha Czarnotę (Koczkariow), Janusza Młyńskiego (lejtnant marynarki Żewakin) i gościnnie występującą Annę Seniuk (Fiokła), choć grzechem byłoby przekonywać, że jej rola niosła rys genialności.

Widać w "Ożenku" Kokotka pośpiech: zamieszanie z premierą (jeszcze niedawno bowiem zapowiadano ją na grudzień) spowodowało, że w efekcie spektakl nie był wolny od niedociągnięć. A jednak było to jedno z lepszych przedstawień zielonogórskiego teatru na przestrzeni roku czy nawet lat dwóch. Jedno z lepszych mimo faktu, że "Ożenek" ten próbowało całkowicie rozłożyć co najmniej dwóch aktorów, młody Wojciech Brawer (Podkolesin) i Artur Beling (właściciel sklepu Starikow). O czym to świadczy? O konieczności przetasowań w zespole? O błędach i nie najlepszej pracy reżysera? I na tych pytaniach można by powierzchowne rozważania zakończyć, gdyby nie spektakl pt. "O be-ri-beri" według Matki Witkacego, w którym to spektaklu zagrał chyba cały zespół, a zagrał świetnie. Mówią, że to zasługa reżysera Wiesława Komasy, który pracował z aktorami.

Wracając do "Ożenku" - spektakl to poprawny, mimo wspomnianych nieporozumień aktorskich; zabawny, ale zarazem pozbawiony dna, jakiejś głębi dalekiej od wizji człowieka w ujęciu Jegora Fiedorycza (jak w Rosji tytułowano Hegla). Gogola można postawić po stronie tych, którzy nie chcieli szczęścia za cenę krzywdy brata swego, którzy jak Iwan Karamazow wyrzekali się przyszłej harmonii, jeśli droga do niej miałaby biec przez męki niewinnego człowieka. Tej głębi zielonogórski spektakl nie zawiera. Nie zawiera też niestety jakichś elementów ryzykownych, gry ze współczesnością, szaleństwa... Postawiono na klasyczne odegranie klasyki. Realizacja podobnego zamiaru wymaga aktorskich wyżyn. Tych jednak brakowało niektórym aktorom.

Teatralna Polska o Zielonej Górze mówić nie będzie. A że owa Polska może mówić o teatrach z prowincji, zaświadczyła Legnica i zaświadczył Wałbrzych, i to tyle. Było dobrze, poprawnie, śmiesznie... Owa poprawność jednak nikogo nie cieszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji