"Ubu król" Strzeleckiego
ANDRZEJ STRZELECKI wystawił w Teatrze Rampa spektakl, w którym nie ma ani jednej piosenki, a muzyka zredukowana została do minimum. "Majestat" jego autorstwa w programie teatralnym określony został jako "nieduża, kostiumowa baśń historyczna". Napisany jest wierszem.
Akcja toczy się wokół problemów władzy, zdobycia i utrzymania tronu. Trup ściele się gęsto. Można tu rozpoznać wątki z Szekspirowskiego "Makbeta", albo raczej "Ubu Króla" Jarry`ego, a może "Balladyny", bo główną bohaterką jest krwiożercza chłopka, która zasiada na tronie. Rzecz - jak to w baśniach - dzieje się wszędzie i nigdzie. Bieda jednak z tym, że w tekście Strzeleckiego nie ma ani grama baśniowej poezji, alegorii czy moralistyki. W tej sytuacji widz zaczyna się doszukiwać odnośników i aluzji do aktualnej rzeczywistości politycznej, osób i wydarzeń - tego jednak również, zapewne programowo, "Majestat" został pozbawiony.
W muzycznym Teatrze Rampa przedstawienie bez piosenek, tak różne od wszystkiego, co tu dotychczas wystawiano, jest dość ryzykownym eksperymentem. Kto ryzykuje, ma prawo do klęski. Jej przyczyną stał się w tym wypadku słaby, pozbawiony wdzięku i jakiegoś wyraźniejszego przesłania tekst Strzeleckiego. Siedzący obok mnie Jacek Poprzeczko, zastępca redaktora naczelnego "Polityki", zaśmiał się, gdy na scenie ślepiec wpadł na choinkę. Młodzież bawiła się najlepiej, gdy rozlegały się stamtąd zwielokrotnione echem pierdnięcia (przepraszam). Obronną ręką wyszedł natomiast zespół aktorski, radząc sobie, na ile to tylko możliwe, z zafundowanym przez szefa jedenastozgłoskowcem. Profitem tego eksperymentu jest więc świadomość, że zespół "Rampy" potrafi nie tylko śpiewać.