Sprawy magiczne
Magia ludzkich losów, kiedy ją ktoś zręcznie połączy z magią teatru, sprawia, iż błahy przypadek pozwala zajrzeć w splot spraw człowieczych niemal niemożliwy do rozwikłania. Turkot wozów z węglem po ulicznym bruku jest w sztuce Jerzego Szaniawskiego "Zegarek" takim właśnie przypadkiem. Magia sceny wciąga nas w sprawy, które - wydawałoby się - nie wykraczają poza banalne i mało ciekawe wydarzenie z kroniki obyczajowej.
Jerzemu Szaniawskiemu posłużyło to jednak za pretekst aby nas postawić wobec pytań bardzo głęboko sięgających w dramatyczny konflikt prawd i złudzeń, rzetelności, poczucia honoru i odpowiedzialności za cudze nieszczęście.
Historia opowiedziana w "Zegarku", wydaje się błaha, a przecież wciąga nas, angażuje uczuciowo oraz intelektualnie, narzucając owe pytania moralne. Dzieje się tak dlatego, że to my, widzowie, zostajemy obarczeni znajomością prawdy i my sami mamy ocenić postępowanie paru osób wciągniętych w sprawę tajemniczego zniknięcia kosztownego zegarka, pomówienia o kradzież niewinnego człowieka oraz współudziału w utrzymaniu złudzeń starego zegarmistrza w jego czci dla pamięci zmarłej żony.
Andrzej Zakrzewski, reżyserując sztukę Szaniawskiego dla Teatru Telewizji, zadbał o utrzymanie owego klimatu obciążenia widza współodpowiedzialnością za prawdę. Ale prawdopodobnie nie zdołałby tego osiągnąć bez współudziału tak znakomitego zespołu aktorskiego, jaki oglądamy w "Zegarku". Antonina Gordon - Górecka dzieli się z nami tajemnicą siostry zmarłej żony zegarmistrza i czyni to tak, że nie możemy się uwolnić od współodpowiedzialności. Wspaniały Jan Świderski jest tym człowiekiem, którego złudzenia chcemy chronić. Marek Kondrat każe nam akceptować kłamstwo niewinnie oskarżonego chłopaka, Andrzej Szczepkowski tworzy maleńki epizod wystarczająco ważny dla całości. Ładny wieczór.