Artykuły

Powrót Odysa według Wyspiańskiego

Trudno pisać o tym spektaklu, trudno nawet o nim myśleć. Przedstawienie nie może być też opowiedziane, ciągle umyka w jakieś mroczne obszary, jakieś nie dopowiedziane sytuacje, narzędzia badacza służące rozjaśnieniu tego teatru zaczynają grać nie sobie przeznaczoną rolę i nawet śmieszą. To, co zrobił Krystian Lupa w Starym Teatrze jest właściwie kolejnym manifestem "reżyserii totalnej": obcujemy nie z dramatem Wyspiańskiego, lecz z wewnętrznym, wysnutym z głębi osobowości, dramatem artysty, zaś tekst Wyspiańskiego służy jedynie za punkt wyjścia i właściwie okazuje się niepotrzebny.

Uczestniczymy więc w spektaklu na zasadach przeżywania nie uświadomionej jeszcze, choć grożącej nam wszystkim, tajemnicy oczekiwania na wieczyście uciekające jutro, które zapewne i tak niczego nie zmieni. Czekanie dla czekania. Z tego powodu przedstawienie jest próbą (może być tak odebrane) uświadomienia zjawiska upływającego czasu, choć jednocześnie staje wobec prawdy głoszącej, iż czas można tylko przeżywać, iż opiera się on próbom systematyzacji, nazwania, prowadząc w końcu do wniosku, że cokolwiek by się się na jego temat powiedziało - będzie już tylko truizmem w rodzaju: wszystko mija - mija pamięć o młodości, o stanach szczęścia, minęła Itaka i każdy z nas jest wrzucony w jakiś obszar wydziedziczenia. Kontakt z "drugim", nawet z samym sobą, nie jest możliwy, natomiast można tego kontaktu poszukiwać, wędrować poprzez różne stany wtajemniczenia, o których wiadomo tylko tyle, że na pewno są zawieszone pomiędzy życiem a śmiercią, która jest jedynym pewnikiem człowieka. Ona też nie jest tragedią, bo przecież wiadomo, że przyjdzie. Tragedią jest wędrowanie, tułactwo, poszukiwanie niewiadomego. Tę wędrówkę, czy raczej włóczęgę, przedstawił Lupa w sposób daleki od dosłowności.

Wędrówka Odysa jest właściwie jego staniem w miejscu, obok którego przemieszczają się zauważone niegdyś sytuacje, fragmenty rozmów, umykające myśli. Płynie też obok świadomość kultury - żywe obrazy młodopolskich malarzy, mocne zielenie, blask bieli rozjaśnionej jeszcze słońcem, czerń nocy. Wielka wrażliwość na barwę, na to, co ledwie dostrzeżone, sprawia, że każdy element przedstawienia może służyć za podstawę, z której należy wyprowadzić nowe przedstawienie, czyli właśnie nową sytuację, pełną tajemnic. Stąd przedstawienie to nie pragnie powiedzieć nic nowego, nie ma zamiaru czymkolwiek pouczać, cokolwiek uogólniać, jest sprawą całkowicie jednorazową, przeznaczoną na indywidualne przeżycie.

O ile więc widz, uczestnik spektaklu, zachwyca się rozsianymi tu i tam pięknościami, o tyle po wyjściu z teatru czuje się bezradny, jakiś nie zaspokojony, pobudzony i w tym stanie odepchnięty od drzwi. I zdaje sobie sprawę, że to właściwie on jest tym Odysem, przed którym rozciąga się niewidzialna szyba, uniemożliwiająca porozumienie z innym człowiekiem, bo każdy z nas jest wtrącony w stan ciągłego wędrowania, przeżywania czasu, niemożności pogodzenia się z jego upływem. Czyż jednak o tym nie wiemy? Tak, ale przedstawienie tej niewiedzy w teatrze sprawia, iż zawiązuje się wspólnota nie wiedzących włóczęgów, kasta milczących obserwatorów życia, które płynie od nas niezależnie, bez potrzeby liczenia się z głosem owej pojedynczej duszyczki. Ten rytuał przemijania czasu powinien jednak odbywać się w zupełnym milczeniu. I chyba tak powinno być. Wytworzyła się paradoksalna sytuacja: w spektaklu razi i denerwuje tekst Wyspiańskiego. Czy było więc konieczne zajęcie się akurat "Powrotem Odysa"? Trzeba może z czegoś zrezygnować: albo z Wyspiańskiego, albo z teatru reżysera totalnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji