Kompleks Edypa
W tradycji polskiego teatru powojennego arcydramat Szekspira był niemal zawsze okazją do podjęcia przez teatr dialogu z publicznością, dialogu o najbardziej palących problemach współczesności. Hamlet stawał się figurą ucieleśniającą pokoleniowe doświadczenia. Przy pomocy "Hamleta" dyskutowało się sprawy polityki i władzy. Tendencja do aktualizowania tego dramatu pochodzi od Wyspiańskiego, który pisał: "W Polsce zagadką "Hamleta" jest to, co jest w Polsce do myślenia". Jego studium o "Hamlecie" stanowiło dla wielu reżyserów punkt odniesienia nawet wtedy gdy próbowali się odeń odżegnać. Hamlet stał się w gruncie rzeczy jeszcze jednym z polskich bohaterów romantycznych, jak Konrad czy Kordian, wcielającym ducha czasu, w którym powstawał spektakl. Polskiemu widzowi trudno wyzwolić się z tak przyjętej optyki.
Na tym tle przedstawienie w Teatrze Studio prezentuje się zgoła odmiennie. Jego autor, holenderski reżyser Guido de Moor patrzy na "Hamleta" inaczej. Nie zna magicznej formuły Wyspiańskiego. Szekspir nie stoi na cokole narodowej niemal świętości. Jest to więc okazja, aby skonfrontować nasze wyobrażenia z tym, jak widzą "Hamleta" w Europie Zachodniej. Konfrontacja ta nie wypada korzystnie dla europejskiego wizerunku. Może nie europejskiego w ogóle, lecz kogoś, kto przypisany jest do tego pojęcia w sposób szczególny.
"Hamlet" Guida de Moora to spektakl nowoczesny. Już pierwszy rzut oka po odsłonięciu kurtyny upewnia nas o tym. W czarnym pudle sceny widać cztery, zbudowane z lśniących rur rusztowania. Na nich umieszczono ruchome reflektory, które smugami białego światła będą śledzić bohaterów. Rusztowania dają się przesuwać, ich zmieniające się konfiguracje w połączeniu z ruchomym światłem kształtują przestrzeń sceny. W zależności od potrzeb akcji stwarzają sugestię (nie iluzję) otwartej przestrzeni, zamkniętych wnętrz-klatek, zamkowych korytarzy i krużganków. Cztery rusztowania przypominają czasem strażnicze wieże ("Dania jest więzieniem"). Scenografia jest funkcjonalna, prosta, jednocześnie chłodna - przypomina racjonalne projekty konstruktywistów, "maszyny do grania".
Wartownik pełniący służbę na murach Elsynoru ma na sobie XX wieczny mundur,hełm i karabin. Kostiumy wszystkich postaci są współczesne, noszą wręcz znamiona obecnej mody. Gertruda pali papierosy, na stoliku stoi butelka koniaku, Hamlet zabija Poloniusza sprężynowym nożem, pojedynek odbywa się we współczesnych strojach do szermierki. Nie jest to pomysł oryginalny - w końcu to jednak kwestia konwencji, na jaką się zgodzimy. Kanony dawno przestały obowiązywać. Warto tylko podkreślić, że kostiumy, jak każdy element przedstawienia, nie są obojętne dla jego wymowy.
Już w pierwszych scenach ujawnia się motor działania Hamleta - zazdrość o matkę, freudowski kompleks Edypa. Hamlet jest impulsywny, rozedrgany, całkowicie zdominowany przez emocje. Niemal zupełnie bezrefleksyjny. "Być albo nie być" wypowiada w biegu. Nie dąży do samopoznania, nie dąży do prawdy. Zaślepiony zazdrością, dąży do zemsty. Nie hamletyzuje, działa zdecydowanie.
Ducha obrazuje smuga światła, w którą wchodzi Hamlet. To nie tylko efektowne rozwiązanie inscenizacyjne. Mamy prawo sądzić, że spotkanie z Duchem jest po prostu momentem olśnienia, okryciem dla zazdrości punktu zaczepienia, znalezieniem racjonalizacji dla kompleksu. Odtąd Hamlet bidzie dążył do upewnienia się w swym sądzie, będzie szukał potwierdzenia winy Klaudiusza, powodu do zemsty. Pozornego powodu. Pretekstu.
Erotyczna namiętność kieruje wszystkimi z czworga głównych bohaterów. Klaudiusz i Gertruda, kiedy tylko mogą, wymieniają uściski i pocałunki. Ofelia rozdarta jest między miłością do Hamleta a podświadomą namiętnością do ojca. Stąd rodzi się jej szaleństwo.
Hamlet gra szaleństwo. W dążeniu do swego celu narzuca otoczeniu grę, której reguły sam ustala. W tej grze ma tylko jednego sprzymierzeńca, a właściwie życzliwego obserwatora - intelektualistę Horacego. Hamlet jest w swoim teatrze aktorem, jest też reżyserem swoistej psychodramy dla całego otoczenia.
Kluczowa dla spektaklu jest scena w komnacie Gertrudy. Hamlet już nie potrafi zapanować nad swoimi uczuciami, nie potrafi ukryć swej grzesznej namiętności. Raz jeszcze widzi Ducha i... profanuje jego pamięć w miłosnym uścisku matki. Zemsta została dokonana. I dalej brakuje już uzasadnienia. Psychoanalityczna koncepcja okazuje swą słabość. Nie potrafi doprowadzić dramatu do końca.
Wątek psychologiczny, nie dość że podany w uproszczeniu, nie został wsparty równoległym, dostatecznie mocnym akcentem. Nawet bowiem gdy rezygnuje się z eksponowania skojarzeń dotyczących polityki i władzy, pozostaje pałacowa intryga. Ona wszakże prowadzi do rozstrzygnięcia w postaci pojedynku. Można zatem było ograniczyć się do jej zarysowania w niezbędnych granicach. Tymczasem Guido de Moor zinterpretował ten wątek w dość oryginalny sposób. Otoczenie Klaudiusza strojem i zachowaniem przypomina amerykańskich gangsterów, z "Ojca chrzestnego" rodem. Zewnętrzna stylizacja na mafię, szczególnie podkreślana w końcowych partiach spektaklu, wtedy gdy braknie już psychoanalizy, nie znajduje jednak uzasadnienia w logice tekstu. Śmierć Hamleta w wyniku gangsterskich porachunków - czyż nie brzmi to co najmniej dziwnie? Oprócz powierzchownej efektowności pomysł ten nie wnosi, jak się zdaje, wiele nowego do rozumienia "Hamleta".
Pomimo wielu potknięć spektakl zachowuje jednak zadziwiającą spójność. Jest to niewątpliwa zasługa Wojciecha Malajkata, odtwórcy tytułowej roli który znakomicie radzi sobie w ramach określonej przez reżysera koncepcji postaci. Wypełnia postać Hamleta swą młodzieńczą żywiołowością, spontanicznością i emocjonalnością. Trochę szkoda, że nie znalazł godnych siebie partnerów w odtwórcach pozostałych postaci. Wydaje się, iż oni, skądinąd świetni aktorzy, poczuli się w tym przedstawieniu obco, grali więc swe role bez przekonania. Z perspektywy historycznej patrząc, nie jest więc ten "Hamlet" szczególnym osiągnięciem polskiej sceny. Nie sądzę, żeby pobudził dyskusje, wprowadził intelektualny ferment. A może jednak mówi coś o nas? Może w drugiej połowie lat osiemdziesiątych jesteśmy właśnie tacy: znerwicowani, zakompleksieni, płytcy, ale "europejscy"?