Artykuły

Prowadź śledztwo w teatrze i śmiej się

"Szalone nożyczki" w reż. Jerzego Bończaka w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Karolina STasiak w Gazecie Wyborczej - Radom.

Śmiech to zdrowie! Endorfiny szaleją w organizmie, umysł pracuje szybciej, a stres ucieka daleko. Korzyść ogromna i dostępna dla każdego, kto wybierze się na spektakl "Szalone nożyczki" do Teatru Powszechnego.

Zarządzający teatrem już mogą liczyć wpływy do kasy. Bo "Szalone nożyczki" Paula Pörtnera sukcesem będą na pewno. Reżyser Jerzy Bończak potwierdził swoją opinię "specjalisty od komedii". Spektakl bawi od początku do końca, chociaż chwilami jego szybkie tempo znacznie zwalnia.

Jak łatwo się domyślić, akcja dzieje się w salonie fryzjerskim, którego właścicielem jest mistrz nożyczek Tonio Wzięty (Jacek Łuczak). Salon znajduje się na parterze kamienicy, a na piętrze mieszka zgorzkniała mistrzyni fortepianu Izabela Richter (na scenie jej nie zobaczymy). Pewnego dnia zostaje zamordowana w swoim domu. Podejrzanymi o morderstwo są wspomniany już Tonio, długonoga fryzjerka Basia (Natalia Rzeźniak), handlarz antykami Eward Wurzel (Adam Majewski) i Helena Dąbek (Danuta Dolecka), żona bogatego posła. Śledztwo prowadzi dwóch policjantów z komendy miejskiej policji, fan Radomiaka - Dominik Kowalewski (Jarosław Rabenda) i trochę nierozgarnięty Michał Tomasiak (Wiktor Korzeniowski).

Tradycyjny w swej formie spektakl trwa właściwie do przerwy. W drugiej części widzowie stają się świadkami, a funkcjonariusz Kowalewski wchodzi z nimi w dyskusję dotyczącą przebiegu zdarzeń. Aktorzy muszą się tłumaczyć zgromadzonym ze swojego zachowania, zaprzeczają podejrzeniom. A ci, bawiąc się konwencją, bardzo chętnie zabierają głos. Przedstawienie staje się grą. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, chociaż chwilami zapada niezręczna cisza, oczekiwanie na pytanie z widowni wydłuża się. Wymaga to szybkiej reakcji aktorów. Tym, przyznać trzeba, ciętych ripost nie brakuje. Dla każdego znajdą uszczypliwą uwagę i akuratną docinkę. Pytania do policji jednak akcji do przodu nie popychają.

Punktem kulminacyjnym jest wydanie wyroku. Kto jest winny? O tym decyduje widownia, która w trakcie śledztwa raczej niczego nowego się nie dowiedziała. Po ogłoszeniu wyroku znów przenosimy się do tradycyjnego teatru, gdzie każdy ma i zna swoje miejsce. Aktor na scenie, a widz na widowni.

Cały spektakl kradnie Tonio (Jacek Łuczak sprawdził się już w tej roli przed warszawską publicznością). Cokolwiek powie, widzowie pękają ze śmiechu. Czasem zażartuje z widza i jego uzębienia, czasem z posła Biedronia lub Hanki Mostowiak i jej śmierci w kartonach, a czasem z własnych preferencji seksualnych. Dowcipy mnożą się jeden za drugim, choć raz są lepsze, raz gorsze.

Młodsza część obsady na tle weteranów wypadła dosyć skromnie i cicho (dosłownie). Grane przez nich postaci, niby charakterystyczne, gdzieś się rozmywają. Lata pracy i doświadczenie sceniczne Doleckiej, Rabendy powodują, że dominują nad Rzeźniak czy Majewskim. Widać w ich grze pewność i aktorski warsztat.

Fani żartów i zabawy z językiem na miarę Fredry w "Szalonych nożyczkach" nic dla siebie nie znajdą. Nie ma się co oszukiwać - spektakl to duża dawka śmiechu, dostępnego już przy niewielkim, a czasem zerowym wysiłku intelektualnym. Dobra na poprawę humoru w zimowe wieczory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji