Artykuły

W pokoju obsesji pełnym

RZECZ będzie o najnowszym przedstawieniu Krystiana Lupy w jeleniogórskim Teatrze im. Norwida. Spektakl jest co się zowie autorski, bowiem jego reżyserem, scenografem i autorem scenariusza jest Lupa. Jednocześnie ów "Przezroczysty pokój" wydaje się jakimś zwieńczeniem całej dotychczasowej drogi artystycznej reżysera.

Można już chyba pokusić się o podsumowanie tej drogi, gdyż "Przezroczysty pokój" zdaje się zamykać jakąś, bardzo ważną, jej część. Tym, co najbardziej fascynuje Lupę, w sztuce i w życiu oczywiście, są odwieczne problemy istnienia i śmierci, miłości, ale także obsesji erotycznych. W każdym z poprzednich spektakli, przy pomocy różnych tekstów (ale, by tak rzec, o podobnej atmosferze psychicznej) reżyser usiłował odnaleźć i zrealizować siebie, zamknąć swe lęki i fascynacje w swoisty teatr trwania, w którym gest zwielokrotniony w czasie może znaczyć bardzo wiele, a każda ze scen zbliża ku sobie aktorów i publiczność, wprowadzając ich w swoiste misterium miłości i śmierci.

Dwa razy zrealizowane (w Krakowie i Jeleniej Górze) i przyjęte świetnie "Nadobnisie i koczkodany" Witkacego, "Rzeźnia" Mrożka (Teatr "Miniatura" Kraków), recenzowana na ogół kwaśno, telewizyjny "Wariat i zakonnica" Witkacego, oceniony bardzo dobrze, nie zauważone prawie, a niezwykle interesujące "Życie człowieka" Andrejewa (Jelenia Góra), wyraźnie nie doceniona "Iwona, księżniczka Burgunda" Gombrowicza w Starym Teatrze i zupełnie nieudany "Demon ziemi" Wedekinda - oto bilans kilku lat działalności reżyserskiej Lupy. Nie pomylę się chyba twierdząc, że były to (przy wszystkich swych walorach) spektakle-wprawki, aż wreszcie udało mu się dotrzeć do swego języka (także i literackiego) - i zrealizować "Przezroczysty pokój". W spektakl jeleniogórski włączone są cytaty (m. in. z Tomasza Manna i z Biblii) - jednak przede wszystkim istnieje w nim tekst Lupy. W stylistyce tego tekstu słychać echa Witkacego i Gombrowicza, brzmi on jednak ze sceny bardzo dobrze.

Gdy widzowie wchodzą do małej salki studyjnej teatru, spektakl już trwa. Na łóżku siedzi On - i Ewa. On czyta "Tonia Krogera". Od razu zostajemy wprowadzeni w zasadniczy temat przedstawienia: konflikt między sztuką a naturą nie wyczerpuje prawdy o nas, o świecie.

Reżyser prowadzi swój scenariusz i spektakl konsekwentnie do tragicznego finału; trzy drogi, przez które być może udaje się zbliżyć do metafizycznej zagadki naszej świadomości i naszego istnienia, krzyżują się nieustannie: droga przez miłość, przez śmierć i przez muzykę. Wielki monolog Onego przybliża nam myśl reżysera:

"Aktor Teatru Trwania zatrzymuje chwilę, i zbliża poznanie istnienia i poznania śmierci. Zatrzymana chwila dotyka śmiercią istnienia aktora i dlatego przybliża poznaniu jego tajemnicę. Bo tajemnica jest na wąskiej granicy istnienia i śmierci, którą przekraczamy zwykle nieświadomie i tragicznie jednorazowo. Aktor Teatru Trwania kołysze się na tej granicy - przekracza ją wielokrotnie w tę, i w tamtą stronę."

Owemu tragicznemu kołysaniu może towarzyszyć muzyka. Towarzyszyć tak obsesyjnie, jak w tym spektaklu, który niejako współtworzy. Jak wzniosłe memento pojawia się Trio Es-dur na róg, fortepian i skrzypce Brahmsa w czasie monologu Onego. To Brahms może być sposobem na ludzką samotność, zdaje się mówić Lupa w świetnej scenie, gdy bohater opuszczony przez wszystkich nastawia płytę z Triem Brahmsa i zaczyna ćwiczenia na kółkach gimnastycznych zawieszonych pod sufitem, by wraz z muzyką wykrzyczeć cały swój ból i samotność.

W drodze przez spektakl towarzyszy Onemu Ewa, której imię symbolizuje oczywiście i wieczną kobiecość, i pramatkę rodzaju ludzkiego.

Następuje scena porodu, po której Ewa układa na swych kolanach Onego jak embriona, by po chwili prać go jak niesforne dziecko. Bo stała powtarzalność pewnych gestów i sytuacji, chciałoby się powiedzieć - odwiecznych, wprowadza nas w rytuał życia. On i Ewa ruszają w wędrówkę wokół pokoju, stąpając po kabalistycznych znakach, a towarzyszy im Trio Cezarego Francka.

W pokoju bohatera pojawiają się różne postacie przybywające nie wiadomo skąd, żądają urządzenia seansu spirytystycznego, mówią cytatami z Apokalipsy, noszą imiona E. T. A. Hoffmanna (Olimpia) i są nieustannie chorobliwie erotycznie podniecone. Znajdują w pokoju Onego różne swoje przedmioty, a cała atmosfera tych scen przypomina Kafkę poprzez poczucie bezustannego zagrożenia, poprzez zderzenie surrealistycznych zdarzeń i postaci, poprzez światło i kostium o proweniencji wyraźnie ekspresjonistycznej.

Zjawia się jeszcze jedna postać jak z Kafki, bibliotekarz, persona na pozór zwyczajna, niby-urzędnik ubrany w ciemny garnitur i z nieodłączną teczką pod pachą. Ten bibliotekarz przynosi Onemu pisemka pornograficzne, ale i książki, co istotne, gdyż jednym z głównych tematów spektaklu jest również poszukiwanie Księgi, z której bohater przeczytał kiedyś kilka zdań i wierszy, że w niej może znajdzie odpowiedź na dręczące go pytania. Ten schulzowski motyw docierania do Księgi zostaje unicestwiony w chwili jej odnalezienia, poprzez czytanie obscenicznych wierszyków, których powtarzanie niszczy jej wzniosłość i tajemnicę.

Bibliotekarz, który staje się coraz bardziej personifikacją śmierci (nie na darmo w obsadzie postać ta nazywa się Mordercą), przynosi wreszcie bohaterowi płytę, na której nagrana jest kantata "Ich habe genug" Jana Sebastiana Bacha. Basowa aria z tej kantaty "Ich freue mich auf meinen Tod" ("Cieszę się na moją śmierć") Wypiera Brahmsa i Francka, których muzyka oznaczała jednak i pogodzenie z losem, i spokój, a nawet radość. Muzyka kantaty Bacha, przyniesionej przez bibliotekarza, zmusza do radowania się nadchodzącą śmiercią.

Pojawia się też sobowtór Onego, który pierwszy pokazuje drogę do śmierci. On ciągnie umarłego Sobowtóra - staje się na chwilę demiurgiem, który potrafi nad swoim alter ego zapanować. Ponosi jednak klęskę w momencie, gdy połączonych przez siebie jak dwójkę manekinów Sobowtóra i Ewy nie potrafi wyrwać z miłosnego zespolenia. Coraz głośniej krzyczy kantata Bacha. A potem z ciszy wyłania się jeden z najbardziej magicznych utworów w muzyce światowej - Adagio z Kwintetu smyczkowego Schuberta. Powoli, ceremonialnie przygotowuje się bohater do samobójstwa; rozbiera się, chcąc jak gdyby nagością przywrócić sobie stan niewinności. Jeszcze tylko muzyka trzyma go między istnieniem a śmiercią. I stamtąd spada popchnięty przez siebie w ciemność.

Przy wszystkich swych zaletach posiada przecież to przedstawienie dwie ułomności. Pierwszą z nich łatwo chyba usunąć poprzez skróty, spektakl trwa bowiem blisko 4 godziny i doprasza się jednak o większą kondensację. Z ułomnością drugą będą większe kłopoty: otóż Lupa zakłada, iż widzowie tak mocno wejdą w atmosferę przedstawienia, że każda cisza, każdy gest, każdy dźwięk wreszcie będą współodbierane przez publiczność. To często może się nie udać. Zwłaszcza że wymaganie od aktorów takiej codziennej koncentracji i napięcia, które aż udzielałoby się publiczności, jest ideałem do realizacji prawie niemożliwym. Poprzeczka trudności została ustawiona przez Lupę tak wysoko, że każdy spadek atmosfery musi zakończyć się dla spektaklu fatalnie.

Trzeba przyznać, ze aktorzy: Ewa Jagiełło, Andrzej Kempa, Stanisław Biczysko, Zbigniew Bryczkowski, Zbigniew Cieślar, Edward Kalisz, Sławomir Sulej i Stanisław Cichocki robią wiele, żeby owa "kreacja zbiorowa" się powiodła. Nie ich wina, że często przez młodość i brak doświadczenia nie wszystkiemu jeszcze podołać mogą. Najpiękniej prowadzi swoją rolę i wydaje się najlepiej rozumieć, na czym polega teatr proponowany przez Lupę, Maria Maj jako Ewa. Swe trudne zadania z powodzeniem wykonują Piotr Skiba - (On) i Marek Urbański (Sobowtór).

PS. Szanowna Dyrekcjo Jeleniogórskiego Teatru. Skoro z takim nakładem środków i czasu wprowadza się do repertuaru ambitne spektakle (za co chwała!), czyż nie warto wydać jeszcze trochę grosza na nową aparaturę nagłośnieniową?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji