Artykuły

Teatr i publicystyka

PRZEDŚWIĄTECZNY tydzień przebiegł pod znakiem interesującej rywalizacji dwóch zasadniczych nurtów programu TV - publicystyki i teatru. Ambitnym eksperymentom podjętym przez scenę TV sekundowała odważna i ciekawie ujęta problematyka dnia dzisiejszego. Odnosiło się wrażenie, jak gdyby teatr i publicystyka starały się do siebie zbliżyć, złączyć w wymownej syntezie. Abstrahując od tego, na ile było to zamierzeniem, na ile dziełem przypadku, efekt był na pewno godny uwagi.

Poniedziałkowy teatr przedstawił klasyczną pozycję sceny antycznej - "Prometeusza w okowach" reżyserowaną przez B. Borman. Próba niezwykle odważna, choć zakończona tylko połowicznym sukcesem wniosła coś nowego do Teatru TV. "Prometeusz" wykonany przez wybitnych aktorów (G. Holoubek, H. Mikołajska, E. Fetting i in.) odcięty w jakiś sposób od tradycyjnie pojętego teatru greckiego wskutek zastosowania nowych środków wyrazu, właściwych TV - zbliżenia, monologu opartego na intymnym kontakcie z widzem - okazał się tekstem żywym, bliskim naszej epoce poprzez podjęcie problematyki "człowieka - tytana", poświęcającego się bez reszty wzniosłej idei. Prometeusz w TV nie był greckim bogiem - był człowiekiem, a jego racje odważane były niemalże w sposób "publicystyczny".

Równie publicystyczne zacięcie posiadała czwartkowa premiera teatru "Sfinks", który zrehabilitował się w sporej mierze za swój niezbyt szczęśliwy debiut. Pokazano dobry tekst S. Lema "Koniec świata o ósmej" w niezłej obsadzie aktorskiej - ale najważniejsze było to, że poza oryginalnym pomysłem i świetnymi rozwiązaniami satyrycznymi, ten "rozrywkowy" spektakl kładł silny nacisk na czysto publicystyczny morał - ostrzegający przed sytuacją, w której los całego świata spoczywać może w rękach nie liczącego się z niczym szaleńca, sytuacją, w której przechodzi się do porządku dziennego nad grożącym całej ludzkości niebezpieczeństwem. Sądzę, że widowisko Lema winno stać się dla Teatru Sensacji i Fantastyki pewnym drogowskazem, nie ulega bowiem wątpliwości, że ten właśnie kierunek winien być kontynuowany.

NATOMIAST wielką niespodzianką była 41 pozycja z cyklu "Wszyscy jesteśmy sędziami". Publicystyczny program, który przyzwyczaił nas do wstrząsającej wymowy samych, suchych faktów i bardzo uprzedził do dyskusji na planie - dowiódł, że może być również odwrotnie. Ostatnio omawian sprawę bójek i przestępstw dokonywanych w środowiskach wiejskich, głównie przez młodych ludzi. Problem nie nowy, niezwykle istotny i jeszcze bardziej trudny. Materiał przykładowy nie należał do najciekawszych. Wywiad z młodymi ludźmi oczekującymi na rozprawę (za pobicie na zabawie kilku osób) nie powiedział o nich ani o sprawie zbyt wiele. Wymowniejsze były może same "narzędzia" działania podobnych "bohaterom" programu, zaprezentowane na samym wstępie. Ale właściwy program zaczął się w trakcie dyskusji. Wybrano naprawdę świetnych dyskutantów. Ludzi ze wsi, działaczy społecznych i kulturalnych wywodzących się z tego środowiska, wreszcie publicystów i literatów (J. Putrament i W. Mach). Dialog na planie potoczył się w kilku kierunkach i powiedział chyba wiele o sprawach znacznie szerszych - form wychowania całego młodego społeczeństwa, nie drogą kar i postrachu, taniej agitacji czy samej pracy kulturalnej - ale włączenia, jak najszerszego, do życia społecznego; umożliwienia "upustu energii" tkwiącej w młodych ludziach - w pracy i działalności publicznej. Interesujące były niezwykle starcia tradycyjnie pojmowanych form działania z nowymi, oryginalnymi i z pewnością nader trafnymi. Dyskusja na forum "Sędziów" nie miała nic z "publicystyki", tej obciążonej sloganem i morałem. Było niemalże żywym widowiskiem, w którym grał autentyzm postaw ludzkich, ich doświadczenia i osobowości. Piękne i mądre wypowiedzi literatów (które naprawdę byłoby warto opublikować w prasie) spontaniczne reakcje ludzi znających środowisko wiejskie, ale nie zawsze umiejących wykryć korzenie zła, były jedynym w swym rodzaju przykładem świetnej publicystyki sensu stricto telewizyjnej! Program, który znów przypomniał, że "Sędziowie" są niewątpliwie jednym z najmocniejszych atutów naszej TV.

INNĄ, niewątpliwie "pograniczną" pozycją w wyżej sformułowanym znaczeniu był telewizyjny film o Edith Piaf. Znów zagrały prawa małego ekranu - śledzona przez obiektyw kamery reportera TV twarz wielkiej artystki mówiła tak wiele, więcej niż lakoniczne słowa udzielanego wywiadu. Reportaż telewizyjny, wychodząca zawsze od publicystyki odkrył na nowo świat, w jakim żyjemy, uczy patrzeć na ludzi, wyczytywać z ich pozornie przypadkowych a spontanicznych gestów treści psychiczne, wiedzę o ich prawdziwym wnętrzu.

W tym kontekście niewątpliwie godną odnotowania próbą był reportaż telewizyjny "Lot", zamknięty V odcinkiem w ostatnich dniach. Film Marzyńskiego i Kamińskiego, wywodzi się z święcącej obecnie triumfy w filmie, metody "cinema - verite" - kina prawdy, opartej na rejestracji ludzkiego działania, autentyzmu i na pozór drobnych spraw. Spotkania z szeregiem ludzi żyjących w odległych krajach, związanych nicią przyjaźni odkryły ile dramatów kryje się w powszednim życiu zwykłych mieszkańców Pragi, Londynu, Moskwy czy Berlina. Eksperyment "Lotu" nie pozbawiony jeszcze szeregu niedomogów i usterek jest jednak zapowiedzią wnikania do naszej TV nowych, sensu stricto telewizyjnych formuł programów "publicystycznych", które daleko poza tę ramę wychodzą. TV przyniosła więc przemieszanie tradycyjnych nurtów "tego co związane z życiem" z tym, co nazywało się "sztuką".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji