Pogryzieni bez przyczyny
"Nosferatu" w reż. Grzegorza Jarzyny w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Dorota Jarecka w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.
SKORO MÓJ KOLEGA ARTYSTA poszedł do teatru, dlaczego ja nie mogłabym tam się na chwilę udać? Najwyżej poleje się krew. Nosferatu w scenicznej adaptacji słynnego utworu Brama Stokera gryzł ludzi w szyję, a potem pokazywał okrwawione czerwone usta, a kiedy zwymiotował krwią, wszyscy już byli pogryzieni bez żadnej głębszej przyczyny. Demonizm tej sztuki da się porównać z nocą na Mazurach, kiedy oganiamy się od komarów. Jak poinformowała nas na początku jedna z postaci, czas jest względny. Kiedy cząstka osiąga szybkość światła, czas na chwilę jakby staje, a kiedy ją przekracza, zaczyna się cofać. Dokładnie takie miałam odczucie - cofaliśmy się z prędkością dziesięciu słów na minutę, światło rozumu było daleko. "Jest coś gorszego niż starość i śmierć - wieczna pustka", mówi ze sceny Nosferatu. Myślę, że jest coś o wiele gorszego - i ja to właśnie przeżyłam. Przeżyłam? Jest taki rodzaj bytów, które nie są ani życiem, ani śmiercią. W poszukiwaniu mocnych wrażeń należy zgłosić się z ważnym dokumentem tożsamości w najbliższym punkcie honorowego krwiodawstwa.