Artykuły

Inna kobieta

Co prawda dopiero po godzinie "Leworęcznej kobiety" zapomniałem, że za drzwiami teatru mróz i śnieg, ale życie równie rzadko bywa szybkie i łatwe.

Początek traumy Marianny (Ewa Skibińska) mnie nastroszył. - Dlaczego ona jest taka dziwna? - pytałem siebie, patrząc na trzydziestoparoletnią kobietę po przejściach, która jak kapryśne dziecko odrzuca życiowego partnera Brunona (Miłogost Reczek), niczym lekkomyślna nastolatka lekceważy Ojca (Bogusław Danielewski), szydzi z fascynacji zakochanego w niej Aktora (Marek Ryter) i wreszcie upokarza Wydawcę (Zbigniew Lesień) - proponując ostry seks, przerywa grę, jakby on był kukłą z sex shopu. Proza Petera Handkego okazała się jednak ciekawym materiałem dramatycznym.

Nieprzysiadalni

Podglądanie tytułowej "leworęczności", czyli emocji i wyobraźni kobiety, która nadaje na innej niż my fali, jak mówią ludzie młodzi, która żyje na krawędzi zwykłości i ekstrawagancji, nie jest dla widza przykre. Bo sklep, mieszkanie, budka telefoniczna, czyli miejsca zwykłe, w których żyją ludzie raczej banalni. Karolina Benoit rozświetliła i przesłoniła półprzezroczystymi zastawkami tak, że przypominają plan filmowy, dom dla lalek, gablotę entomologa czy akwarium, tylko nie klasyczną przestrzeń sceny.

Wśród ludzi nieprzysiadalnych żyje Marianna. Jedna z tych. które chętnie przezywamy. Mówimy odmieniec, dziwka, kapryśnica, histeryczka, oszołom, wariatka. Ale w gruncie rzeczy niewiele mamy słów na wyzwiska. Tkwimy w kliszach pogardy - zdaje się sugerować tą opowieścią Handke. A one są prymitywne, banalne, stereotypowe, ubogie. Słów mądrych i wrażliwych nie używamy, psychologizujemy na poziomie gazet ilustrowanych, podobnie jak pozostali bohaterowie "Leworęcznej kobiety". Tkwimy w szowinistycznym męskim bełkocie jak Bruno, w lepkich półsłówkach jak Wydawca, w zdradzie i zapatrzeniu w siebie jak Franciszka, najlepsza przyjaciółka, która w łóżku koi żal odtrąconego Brunona, w egoizmie bełkocącego o śmierci Ojca. - Co ze mną? - pyta każdy z nich. - Co z tobą, Marianno? - naprawdę nie pyta nikt.

Wołanie o prawdę

A Marianna jest jak Harry Potter. Żyła wśród banałów z monotonnej pracy tłumaczki po 15 marek za stronę. Rozstania, tęsknotę, powroty, niepotrzebne upominki z podróży do Finlandii dla syna - tyle dał jej Bruno. Zrzędliwa starość, oskarżenia o obojętność ofiarował Ojciec. Karuzelę nastrojów i nielojalność znalazła u Franciszki. Tylko jako dziecko czuje się szczęśliwa. Rozmawiając z synem, jest szczera, wrażliwa, radosna, szczęśliwa. Bo chłopiec widzi i mówi prawdę. Jest spontaniczny. Więc Marianna też reaguje jak dziecko. Wyrzuca Brunona. Seks jest zabawką w przebieranki, przymierzaniem ról, konsumpcyjną zachcianką - pewnie dlatego uwodzi Aktora na stoliku w knajpce, że czuje się tu szczęśliwa jak rozdokazywana Julia Roberts z Richardem Gere'em na restauracyjnym fortepianie. Ucieka od seksu, który jest żmudną powinnością czy rodzajem ofiary. Próbuje magii balowych strojów, striptizów, podskoków na kanapie, czasem snu, by i tak za każdym razem wracać do rutyny, stereotypu i smętku Brunona.

To niezwykła rola Ewa Skibińskiej. Chwilami boleśnie, odważnie nagiej, chwilami poetycko wysublimowanej. Szczerość i prawda jej zachowań, jest bezdyskusyjnym atutem spektaklu.

Lustro czy plakat

Monice Pęcikiewicz udało się pokazać w poszczególnych epizodach - jak w scenie kupowania swetra dla Brunona - że tuż obok są inne Marianny. Że także one nie mają komu pokazać swej rozpaczy i samotności. Taka była Ekspedientka Aldony Struzik, balansująca na granicy groteski i tragedii. Z braku czasu i nieszczerości słuchaczy nigdy nie będzie Elektrą, lecz cynicznie wykorzystaną kretynką. To ciekawa postać i dobra rola.

Reżyserce niestety nie udało się złamać teatralności postaci Brunona. Miłogost Reczek zbyt często mówi jak w słuchowisku radiowym. Deklamuje nawet emocje - tak jest w scenie bijatyki z Marianną w budce telefonicznej. Bruno nie umie wpaść w furię, nie umie po prostu zbić Aktora, który jego Mariannę uwiódł. Gra furię i gra bijatykę tak, jak w finale gra z adwersarzem w ping-ponga.

To, że od początku faceci grają, jest tu zbyt jasne. Wydawca Zbigniewa Lesienia wszedł na scenę już zmęczony i zmęczony wyszedł. Nic w nim się nie rozżarzyło. Ojciec Bogusława Danielewskiego był jak płyta z rysą, przeskakująca w tym samym miejscu refrenu. Każdego z nich Handke upostaciował jak figurkę do gry planszowej, a żaden z aktorów tej pozy nie przełamał. To główny powód irytacji - niekiedy czułem, że oglądam socrealistyczny produkcyjniak z tezą, nie krwisty dramat mężczyzn. Najciekawszy był z pewnością Aktor Marka Rytera, szczenięco naiwny, pełen witalności.

"Leworęczna kobieta" Moniki Pęcikiewicz to reżyserski debiut. Jedyne określenie na "nie", jakie mi przyszło do głowy po "leworęcznej kobiecie", to nadmiar teatralności. Wszystko inne przemawia za wizją reżyserki. Sam bywam nietolerancyjny dla mańkutów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji