Artykuły

Prawo do smaotności

Z mroku wyłaniają się powoli zarysy domowych sprzętów. Kanapa w odcieniu jasnego beżu, bursztynowe drewno, z którego zrobiono stół i krzesła, mosiężny połysk starego łóżka. Także kostiumy postaci utrzymane są w ciepłej kolorystyce orzecha, czekolady i miodu. Tylko ściany przygniatają ołowianą, głęboką szarością. W tym przytulnym, a zarazem przygnębiającym wnętrzu toczy się życie Marianny - tytułowej Leworęcznej kobiety. Marianna (Ewa Skibińska) postanowiła żyć bez mężczyzny. Znajomi i rodzina uznali tę decyzję za chwilowy kaprys kobiety, która "sama nie wie, czego chce". Tymczasem Marianna trwa w swojej samotności, dumna i pełna wewnętrznej siły. Oto i cała fabuła przedstawienia. Rozpada się ono na szereg samodzielnych, kameralnych scen, zbudowanych na opozycji Marianna - ktoś z zewnątrz. Dla niej samotność jest naturalnym sposobem bycia. Dla nich - nieszczęściem, najgorszą z życiowych katastrof. Ta opozycja nie jest jednakże tak prosta. Marianna nie jest do końca pewna, czy chce być sama. Dręczy ją lęk, prześladuje uporczywe odczucie zimna. Pociągają ją mężczyźni, zdarzają się histeryczne próby uwiedzenia któregoś z nich. Ewa Skibińska gra z ogromnym skupieniem. Odważnie obnosi swoją kobiecość, a zarazem kuli się w sobie ze strachu. Cały czas nieco sztywna, potrafi nagle wydobyć z głosu ton ogromnej naturalności - ta niespodziewana szczerość nadaje roli Marianny szczególnego uroku. I właśnie ten ton sprawia, że poszukująca samej siebie, niespełniona kobieta broniąca swego prawa do samotności zachowuje godność.

Żałosny i poruszający w swej rozpaczy odtrąconego bez powodu mężczyzny jest Miłogost Reczek w roli męża Marianny (niestety nie widziałam zastępującego go Macieja Wojdyły). W scenie nocnej wizyty on siedzi na fotelu wylewając żale, ona wsparta swobodnie na poręczy popija wódkę z kieliszka. Ona - spokojna, prosta, naturalna. On - spięty, przerażony, zgrywa się niemiłosiernie. Przejmująca jest także scena przypadkowego spotkania na ulicy. Marianna beztrosko proponuje odtrąconemu mężowi: kupmy dla ciebie pulower. Następuje długie mierzenie różnych swetrów. Ona radośnie przebiera mężczyznę, który stoi bez ruchu, pusty z bólu, niczym sklepowy manekin.

Dodatkowy aspekt decyzji o rozstaniu uświadamiają obecni na scenie chłopcy grający synka Marianny i jego kolegę. Stworzyli oni pełnokrwiste postacie zaniedbywanych dzieci, nie potrafiących zrozumieć gier, jakimi torturują się dorośli. Ich świeżość i prawda bardzo pomagają nieco przyciężkawemu i manierycznemu klimatowi przedstawienia.

Debiutująca reżyserka nie uniknęła bowiem kilku poważnych błędów. Przede wszystkim biorąc na warsztat temat trudny stworzyła przedstawienie jednolite w tonie, ponure, przytłaczające. Niełatwo je oglądać także dlatego, że dobrze poprowadzone i zagrane pojedyncze sceny nie składają się w całość, pozszywane naprędce za pomocą wyciemnień i wstawek muzycznych. Wiele scenicznych rozwiązań stanowi stylistyczny zgrzyt (np. wyświetlane w głębi sceny slajdy z gór).

Mimo wszystko lubię ten spektakl. Pod zewnętrzną chropowatością widać w nim rzetelną pracę z tekstem i z aktorem. Stawia też więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Wciąż mam w uszach ostatnie pytanie męża Marianny i jej spokojną odpowiedź: "Wiesz już, co z tobą będzie?" "Nie."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji