Artykuły

Poszukiwania mima

"Chcemy wyrazić każde ludzkie uczucie, każdą myśl, wydobyć z prawdy o życiu to wszystko gestem, co poeta robi słowem, a malarz kolorem i linią" - pisze we wstępie do programu Henryk Tomaszewski, aby w samym spektaklu pokazać bezpośrednio, jak trudne obrał sobie założenie i jak mimo bezsprzecznych wartości przedstawienia daleko jeszcze jego zespołowi do osiągnięcia założonych sobie celów. Trzeci program wrocławskiej pantomimy "Maski Arlekina" jest w pewnym sensie niespodzianką. Niespodzianką dla zwolenników z racji coraz wyższej technicznej sprawności zespołu i zaskoczeniem dla przeciwników z powodu upartego powtarzania się znanych już i dyskutowanych błędów. Tym podstawowym błędem wrocławskiej Pantomimy pozostaje bowiem wciąż jeszcze literatura, nieumiejętność stworzenia własnych treści artystycznych, wyrażających bezpośrednio wspomnianą przez Tomaszewskiego istotę rzeczy inaczej niż poprzez kształtowanie na scenie ruchem i mimiką dyskursywnego wątku pojęć i wyobrażeń, sytuacji i ich następstw, nie będących przecież niczym innym jak jeszcze jedną próbą wyrażenia literatury przy pomocy właściwych pantomimie, scenie i choreografii środków wyrazu. Jedynie w "Książce" i w niektórych obrazach "Woyzeka" potrafił Tomaszewski wyzwolić pantomimę z męczącej majoryzacji innego gatunku i innego porządku wyrazowego, tworząc własne treści formalne i własne, pozaliterackie a zwłaszcza pozachoreograficzne sposoby wypowiedzi.

W pierwszym obrazie programu, w "Pozamienianych głowach" ta arbitralność literatury wobec czystej pantomimy jest tak przemożna, że narzuca reżyserowi obcą materii jego sztuki pokusę słowa, która realizuje się w postaci mówionego przez głośnik komentarza! Oczywiście komentarz ten przybiera ochronną barwę stylizacji, muzycznego odpowiednika pantomimicznej treści przedstawienia, ale jest, jest z wszystkimi konsekwencjami, aż do podporządkowania sobie całego wątku opowieści, która niepostrzeżenie staje się jedynie ilustracją literatury.

Ale sprawa nie jest prosta. Skażona literackością, literaturą i choreografią pantomima Tomaszewskiego posiada dużą kulturę gestu i rzadkie w naszym teatrze wyczucie stylu, szczególnie widoczne w "Pozamienianych głowach" w grotesce "Z chłopa król" czy w niektórych sylwetkach "Woyzeka" (Major). Odznacza się też pomysłowością i inwencją formalną może nie najczystszej wody w sensie swojej gatunkowej odrębności (dziwnie blisko spokrewnionej z czysto teatralnymi środkami wyrazu) ale dająca za to znakomite obrazy i skróty sceniczne, jak chociażby sceny w koszarach, w śledztwie, w sądzie czy w więzieniu z "Woyzeka". Jeśli zarzuca się Tomaszewskiemu zatarcie kryteriów i dystynkcji formalnych między różnymi gatunkami widowiska, to nie można zapominać, że właśnie dzięki temu pomieszaniu rodzajów uzyskał on chwilami efekty stanowiące osiągnięcie już nie czystej pantominy ale również teatru, i to osiągnięcie, które wplecione w tkanką "normalnego" przedstawienia wywołałoby z pewnością sensację. Myślę o końcowych, cytowanych już scenach "Woyzeka".

Symbioza form nie jest jednak bezkarna. Jak "Pozamieniane głowy" zostały wchłonięte przez literaturę, tak "Woyzek" ulega teatrowi. Ulega nie tylko w swoich naprawdę świetnych partiach, ale ulega w ogóle w samej metodzie relacji stając się niepostrzeżenie dłużącą się, nudnawą piłą. Ale i tutaj pod formalną bliskością teatru czuje się literaturę - chociaż nie jest to już literatura przypowieści czy działania, ale literatura światopoglądu i klimatu. Pod teatralnym powinowactwem "Woyzeka" mieści się "nieomal" cały i nieomal autentyczny Kafka. A to już zbyteczne. To - wtórne. Okazuje się, że pantomima nie znosi dłużyzn, że jej możliwości są ograniczone i sprowadzają się raczej do wypowiadania napięcia i siły przeżyć narastających wobec określonego, krótkiego konfliktu czy - w innym wypadku - do wyrażania krótkich spięć komediowych (świetny duch!), niż do przekazywania długich perypetii nie tyle uczuciowych ile sytuacyjnych swoich bohaterów. Bo w takim wypadku nieodmiennie wciska się do przedstawienia literatura, choreografia czy teatr, które jak widzieliśmy, są jednak fałszywymi przyjaciółmi pantomimy. W pamiętnym "Płaszczu" najlepsze było to, co wprost wyrażało los człowieka. Reszta była tylko dodatkiem. I obciążeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji