Artykuły

Stepowy Król Lir

Dzienniki, zwłaszcza zaprzyjaźniony z Witoldem Fillerem "Express" w ciepłym tonie anonsowały niedawny telewizyjny debiut reżyserski znanego krytyka teatralnego. I trzeba przyznać ton ów był uzasadniony, debiut bowiem okazał się udany. Filler, którego twórczość krytyczną poprzedziły studia aktorskie i kilka lat pracy na scenie Teatru Narodowego, objawił się jako reżyser "czujący" aktora, jego możliwości i pułapki zahamowań. Tego rodzaju "słuch" jest ostatnio przymiotem, którym mogłoby się pochwalić niezbyt wielu, zwłaszcza telewizyjnych reżyserów. Tym bardziej więc spektakl Fillera wg opowiadania Turgieniewa zwracał uwagę celnością koncepcji obsadowej. Przede wszystkim niemałym wydarzeniem a zarazem i zasługą reżysera był powrót na mały ekran, po dłuższej nieobecności, wielkiej aktorki Zofii Małynicz. Pani Zofia, jak pamiętamy, była pierwszą naszą wybitną aktorką dramatyczną, która od samych początków telewizji, ze znakomitymi rezultatami, współtworzyła jej teatr, swoim wspaniałym doświadczeniem i talentem służąc scenie "10 milionów". I tym razem Zofia Małynicz stworzyła bardzo sugestywny, pełen historyczno-realistycznej prawdy portret Natalii Nikołajewny (w spektaklu babki narratora). A postać to ważna, bowiem autor obdarzył ją pewnymi cechami (lepszymi) charakterystyki własnej matki. (Mniej chlubny wizerunek matki, kobiety z natury despotycznej i samowolnej, ale nie pozbawionej dość znacznych, jak na owe czasy i środowisko, walorów umysłu, utrwalił we wcześniejszym opowiadaniu "Mumu".) Podobnie odtwórcy innych wiodących ról przyznają zapewne, iż rzadko zdarzają się im równie trafne propozycje obsadowe. Franciszek Pieczka, aktor obsadzany częściej źle niż dobrze, w spektaklu Fillera otrzymał szansę na dużą rolę i rolę tę zagrał znakomicie. Jako skrzywdzony olbrzym był nawet wzruszający. Poza tym czuło się w każdym jego geście, kwestii, zachowaniu zmysłową konkretność rosyjskości typu, który kreował. Miał w duszy gołębia i coś z pierwotnego człowieka stepów. Po pomyłce z Zawiszą rola Lira - Charłowa była niemal konieczną moralną rekompensatą dla tego świetnego aktora.

Ale nie tylko wykonawstwo rozstrzygało o walorach widowiska wg "Stepowego króla Lira". Ekranizacja ta w pewnym sensie otworzyła nowe perspektywy dla pasjonującej kilka pokoleń prozy wielkiego rosyjskiego klasyka. Autor "Szlacheckiego gniazda", "Rudina", "Ojców i dzieci", "Dymu", "Nowizny" i "Seniliów" napisał też kilka komedii, które pozostały jednak bardziej świadectwem jego dramatopisarskich ambicji w pewnym okresie życia niż żywą dla współczesnego teatru propozycją repertuarową. Jedyny wyjątek stanowi tu tylko prekursorski w stosunku do dramatów Czechowa "Miesiąc na wsi", grany właśnie w stołecznym Teatrze Małym w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Telewizyjna adaptacja przypomniała więc szerokiej widowni pisarstwo

Turgieniewa z całym bogactwem i urodą jego realizm. Był to wszak mistrz psychologicznego i obyczajowego portretu wsi rosyjskiej przełomu XIX wieku. Na kartkach swoich powieści utrwalił niezwykle różnorodną galerię postaci ziemiaństwa, dworskich rezydentów, prowincjonalnych urzędników i całą paletę typów chłopskich, wiejskich popów i dziwaków wszelkiego rodzaju. Już jako dojrzały pisarz, autor cyklu znakomitych opowiadań "Zapiski myśliwego" oraz wielu powieści powraca w latach sześćdziesiątych do małych form prozatorskich. Powstaje wówczas między innymi "Stepowy król Lir", gdzie pisarz sięga do wspomnień własnej młodości, spędzonej w majątku rodzinnym Spasskoje - Łutowinowo. Tu właśnie mógł obserwować m. in. bogatsze rosyjskie ziemiaństwo, które dzięki wiernopoddańczemu traktowaniu wzorów carskiej stolicy wyróżniało się pewną cywilizacyjną ogładą, niedostępną większości ledwie się podpisujących właścicieli pańszczyźnianych dworów. Rozpiętość kulturową i społeczną wsi rosyjskiej w dobie mikołajowskiej znakomicie obrazuje adaptowany utwór. Myślę też, że smak opowiadania Turgieniewa polega przede wszystkim na owej przenikliwej charakterystyce głównego bohatera Martyna Pietrowicza Charłowa, postaci unikalnej a zarazem typowej jako reprezentanta mentalności, obyczaju, poziomu życia większości średniego stanu. Właśnie rodzajowość o wiele bardziej frapująca niż dość zewnętrzny wątek skojarzeniowy dotyczący analogii z wielką tragedią szekspirowską wyeksponowano w przedstawieniu. Dramat Lira - Charłowa byłby zapewne zubożoną kopią dzieła Szekspira, gdyby nie fakt, że własny szeroki oddech daje mu środowiskowa specyfika, jakiej nie poznamy już gdzie indziej, malowniczość tych charakterów szlachetnych, a zarazem niezupełnie jeszcze wyzwolonych z patriarchatu czyli reliktu prymitywizmu, ciemnoty, wielkiego zacofania w państwie carów.

Prozie Turgieniewa korzystny plastyczny wyraz zdają się stwarzać warunki realizacji, jakimi dysponuje dziś telewizyjny teatr, kreujący swoje widowiska w plenerze, w studio czy naturalnych stylowych wnętrzach. Realizacja wyróżniała się kilkoma pięknymi rozwiązaniami. Między innymi scena tańca podczas zaręczyn Eulampii, gdy w oczach, zamglonych rysach bohaterów zaczynają pojawiać się pierwsze symptomy mrocznych pasji. Była to bardzo odkrywcza inscenizacyjnie zapowiedź późniejszego dramatu. Ale z kolei ze sceny procesji biczowników, jak i trochę teatralnego ugrupowania na leśnym wzgórku kompanów narratora - powiało dobrze nam znaną z wielu filmów i scen sztampą. W całości jednak spektakl Fillera korzystnie wyróżniał się na tle dość miałkiego ostatnio repertuaru poniedziałkowych teatrów TV.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji