Artykuły

Pippi w rytmie ska. Piraci szarpią struny

"Pippi Pończoszanka" w reż. Andrzeja Beya-Zaborskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Z rockowym pazurem, muzyką na żywo, piratami na antresoli i w beczce. Trochę wesoła, trochę poważna, trochę za długa. "Pippi Pończoszanka" w Teatrze Dramatycznym. Teatr sięgnął po kultową powieść dla dzieci i młodzieży Astrid Lindgren - historię dziewczynki szalonej, niepokornej, jednym zdaniem potrafiącej podważyć reguły rządzące światem i udowodnić, że ma rację. Dla przypomnienia: mieszka w domu tylko z koniem i małpką; mama jest aniołem, tata piratem.

W Dramatycznym bajkę wyreżyserował gościnnie aktor z Białostockiego Teatru Lalek: Andrzej Beya-Zaborski. Dobrał sobie ciekawą ekipę, m.in. do choreografii zaprosił Wojciecha "Blachę" Blaszko (tancerza z Fair Play Crew), do grania na żywo - rockową kapelę Dra Fighters (muzykę skomponował Piotr Klimek), do ciekawej scenografii - Katarzynę Gabrat-Szymańską Rozbudowana grupa zebrana z różnych światów dobrze zrobiła przedstawieniu, który zamienił się w spektakl muzyczny. Muzycy wystylizowani na piratów siedzą na antresoli, grają na żywo, głośno i energetycznie. Gdy między poszczególnymi scenami pojawia się lejtmotyw muzyczny w rytmie ska,w wokalistkę rockową zamienia się sama Pippi. Śpiew Monice Zaborskiej (córka reżysera), wcielającej się w rolę, idzie akurat średnio, miejscami fałszują ale, o dziwo, w spektaklu to uchodzi. Bo przecież Pippi w sumie taka właśnie jest nie żadna ugrzeczniona dziewczyneczka z ładniutkim głosikiem, a kanciasta, wesoła, trochę toporna chlopaczara. Początkowo Zaborska jest nieco sztywna, potem jest już coraz lepiej i w sumie ogląda sieją z ciekawością. Ale zdarzają się sceny z kolejnymi postaciami, które kradną jej cały spektakl W pierwszej części to zblazowani złodzieje w białych skarpetkach, z trzęsącymi się dłońmi (zabawni Bernard Maciej Bania i Sławomir Półtorak, trochę jakby z "Blues Brothers", trochę z "Różowej Pantery"), w drugiej - ostra nauczycielka ze szpicrutą, wystylizowana na kogoś w stylu Cruelli z "Dalmatyńczyków" (świetna Aleksandra Maj).

W sumie "Pippi" to zestaw wielu ciekawych pomysłów, również inscenizacyjnych (ciekawie oświetlona scena z koniem przejeżdżającym przez scenę). Spektakl dobija jego długość. Parę scen mogłoby wypaść, bo niewiele z nich wynika (choćby Pippi na podwieczorku u trzech pań, przypominających Trio z Belleville; pomysł ze stylizacją na Kabaret Mumio jest ciekawy, ale w przydługim spektaklu niestrawny). Żonglowanie cytatami z różnych produkcji telewizyjnych jest dobrym pomysłem, ale gdy przedstawienie zaczyna nużyć, to niespecjalnie pomaga.

Warto wsłuchać się w słowa piosenek (teksty - Konrad Dworakowski), mówiących o świecie dziecięcym i dorosłym - w rockowym anturażu naprawdę wpadają w ucho, pod warunkiem, że słychać, co aktorzy śpiewają. Liczę, że gdy spektakl nieco okrzepnie, będzie z tym coraz lepiej.

Dobrze się stało, że "Pippi" w Dramatycznym, choć przydługa, nie zamieniła się w wesołkowatą historię o bezproblemowym życiu dziewczynki mieszkającej samotnie. Bo przecież brak problemów w tym przypadku jest niemożliwy. W lirycznej smutnej piosence, śpiewanej nocą w samotności, Pippi przestaje być twardzielką, już nie nadrabia miną. A przez to staje się prawdziwsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji