Artykuły

Spektakl jak marzenie

"Nomade" Cyrk Eloize z Kanady w Teatrze Muzycznym Roma. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Warszawa nie widziała jeszcze tak wspaniałego spektaklu, jakim jest "Nomade" [na zdjęciu], utrzymany w konwencji nowego cyrku. Pokazała go kanadyjska trupa Eloize, w której występują również polscy artyści. Dziś i jutro kolejne pokazy.

Od pierwszej sceny znajdujemy się w dziewiętnastowiecznym teatrzyku variétés. Na pastelowej kurtynie prowincjonalny malarz zatrzymał w ruchu postrzępione obłoki, które zakrywają błękitny horyzont. Półkolisty rząd lamp oświetla rampę. Brakuje tylko budki suflera. Ale i tak łza się kręci w oku na widok tego melancholijnego obrazu retro. Scenę zapełniają atleci z potężnymi torsami, ogolonymi głowami, w pumpiastych spodniach na szelkach. Z drążka, głową do dołu, zsuwa się z szybkością windy pierwszy z akrobatów. Oglądamy wirującą wysoko ponad sceną, zaplątaną w linę akrobatkę.

Tradycyjne cyrkowe numery stanowią tylko kanwę spektaklu. Wokół nich rozgrywają się luźno powiązane baletowo-taneczne sceny. Kobiecie-gumie przygrywa na cymbałach afrykański szaman. Spada deszcz, mimo to otaczający ją mężczyźni nie mogą oderwać wzroku od tego, z jaką gracją oplata głowę stopami, sięga nimi po gąbkę i obmywa ciało. Piękne! Dla przeciwwagi oglądamy komiczne sceny grupowych wyskoków na katapulcie, rozegrane w konwencji szwedzkiej gimnastyki, w charakterystycznych trykotach, z typowymi dla niej figurami. Tempo podkręca kazaczok. Nieco dosadnie wypadają klownady. Mało w nich subtelności, za wiele ciosów w twarz.

Motywem wieczoru jest księżyc. Świeci naturalną jasnością na tle rozgwieżdżonego nieba. Jego magiczne światło przyciąga iluzjonistów, linoskoczków, żonglerów, zakochanych i wędrującą weselną orkiestrę. W postaciach muzykantów, grających na harmonii, skrzypcach, klarnecie i bębnie, jest siła, która roznamiętnia jak pierwsza randka i pocałunek. Naprawdę trudno się oprzeć fali wzruszenia płynącej ze sceny wraz z cygańskimi motywami, irlandzkimi i francuskimi melodiami. Najmocniej oddziałuje obrazek weselnego tańca. Pary tańczą pierś przy piersi, złączone rytmem tanga, a ich miłość przypieczętowuje seria ewolucji. Partnerzy muszą zaufać sobie do końca, inaczej grozi im, w najlepszym wypadku, inwalidzki wózek.

Ogromne napięcie rozładowuje sekwencja ewolucji na huśtawce. Akrobatka przepływa przed naszymi oczami na tle podświetlonego czerwonego ekranu i kpi z liryzmu sytuacji, opowiadając o tym, jak jej babcię i mamę porwał jeździec na białym koniu. Tym razem nadlatuje Batman w stylu retro. Nazbyt ciężki i nieruchawy, by zaimponować piękności, która ucieka ze sceny w ramionach grającej na harmonii... ognistej brunetki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji