Artykuły

Wprawki

Wchodząc w rolę po części psychoanalityka, po części widza płytkiego show, słuchamy spowiedzi życia tytułowej bohaterki - o monodramie Karoliny Porcari "Luna" w reż. reż. Artura Urbańskiego prezentowanym na XVI Międzynarodowym Festiwalu Konfrontacje Teatralne w Lublinie pisze Katarzyna Krzywicka z Nowej Siły Krytycznej.

Kim jest Luna? To mała dziewczynka pędząca przez miasto na czerwonym skuterze, zakochana w chłopaku przyjaciółki, czy dojrzała, świadoma siebie i relacji z Bogiem zakonnica? Ostatecznie okaże się, że to ta sama osoba - w różnych planach czasowych. W monodramie Karoliny Porcari historia dziewczynki a la Lolita, z wyuzdaniem żującej gumę balonową i rozbierającej się przed mężczyznami, miesza się z losami maltretowanej zakonnicy, zmuszanej przez duchownego do kontaktów seksualnych. Wszystko za sprawą konwencji reality show - festynu zwierzeń, który możemy na scenie obserwować.

Karolina Porcari funduje publiczności zabawne historyjki przeplatane bolesnymi, płaczliwymi wyznaniami. Lokuje emocje na skrajnych biegunach. Szarpie i przeskakuje z myśli w myśl, z odczucia w odczucie. Ale przewrotnie właśnie tym skupia uwagę. Wchodząc w rolę po części psychoanalityka, po części widza płytkiego show, słuchamy jej spowiedzi życia i staramy się łączyć fragmentaryczne wyznania w jednolitą historię. I możliwe, że jest to błąd. W zamyśle reżysera Artura Urbańskiego i samej Porcari nie ma miejsca na płynność i fabularność. Chodzi raczej o wytworzenie klimatu autentycznej opowieści, gdzie przecież wątki mieszają się, nakładają na siebie, a chronologia rzadko bywa przestrzegana.

Dzięki ulokowanej naprzeciw aktorki kamerce jej twarz zostaje powiększona do ogromnych rozmiarów i wyświetlona na całej tylnej ścianie sceny. To dość ryzykowny chwyt, zważając na to, iż temat jest trudny i ciężko o jego autentyczne przekazanie. W powiększeniu widoczny jest każdy grymas twarzy, każde drgnienie mięśnia. U Porcari historia opowiedziana jest wiarygodnie, gra nie trąci fałszem. Zdarzają się jednak i słabsze punkty (płacz, krzyki do mikrofonu). Do słabszych elementów należy muzyka, momentami przypominająca skowyt, a kiedy indziej popową piosenkę. Zbyt głośne tło nie daje się skupić, rozbija strukturę spektaklu, przeszkadza, zamiast budować napięcie.

"Luna" zamiast metaforyki, drugiego dna, świeżego, nowatorskiego przekazu podaje na tacy historię. Warto postawić sobie pytanie, jak przełożyć opowieść na język teatru, by umożliwiały coś więcej niż chwilowe wzruszenie i docenienie kunsztu aktorki. Bo takowy Karolina Porcari niewątpliwie posiada. Porcari buduje postać Gruszeńki w spektaklu "Bracia Karamazow" Teatru Provisorium, który również był prezentowany podczas tegorocznych Konfrontacji. W "Lunie" zaś zdaje się ćwiczyć rolę, powtarzać wyuczone aktorskie sekwencje, olśniewać umiejętnościami. Jest w tym autentyczność, ale brakuje przesłania, czegoś co można wynieść ze spektaklu i obracać wielokrotnie w głowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji