Artykuły

Udręka domowa

"Vladimir" w reż. Moniki Powalisz w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Recenzja Anity Chmary w Gazecie Pomorskiej.

Wszystkowiedzący. Nikt nie traktuje ich jak wariatów. Gdy mówią "wiem, co dla ciebie dobre", rzadko w naszych głowach zapala się czerwona lampka, które karze takich ludzi unikać jak ognia. O tym najnowsza sztuka bydgoskiego Teatru Polskiego "Vladimir" Matjaźa Zupanćića.

Dramat ciekawy, aktorzy grają przekonująco, słowem - ogląda się sympatycznie, i sam temat niebanalny, a niejako z naszego podwórka. Ile to razy trafiamy na takich, którzy wiedzą, jak powinniśmy żyć? Ile razy czuliśmy się zagłaskiwani na śmierć? Ba! Ile razy sami uznaliśmy, że posiadamy monopol na wiedzę? Sławomir Holland, który wcielił się w tytułową rolę Vladimira zdradził, że to było dla niego najtrudniejsze - świadomość, że przecież każdy z nas kiedyś tam był Vladimirem. Oczywiście, może nie w takiej skali, ale jednak. Wiedział.

A zatem o czym to sztuka? Pewnego dnia trójka przyjaciół postanawia wynająć wolny pokój w swoim mieszkaniu niejakiemu Vladimirowi. Wszystko z powodu braku pieniędzy. Sądzą, że nowy lokator niewiele zmieni. Oczekują, że się dopasuje. Tymczasem Vladimir niepostrzeżenie przejmie kontrolę nad ich życiem. Kradnie niezależność. Atmosfera stopniowo się zagęszcza... Resztę należy zobaczyć.

To sprawnie opowiedziana historia. Nieprzegadana, trzymająca w napięciu. Monika Powalisz sprawdziła się w roli reżysera, który dynamicznie i konsekwentnie ciągnie opowieść do atrakcyjnego finału. Zdaje się, że ów finał nie był zresztą prostą do pokazania sceną, a - trzeba powiedzieć - udał się znakomicie.

Mnie osobiście zabrakło w tej inscenizacji jedynie motywu, który by w szczególnie widoczny sposób porwał reżysera. Jest opowieść, brakuje studium - szaleństwa, manii zbawiania świata, strachu przed samotnością, czegokolwiek. A dramat daje taką szansę. Tymczasem mamy po prostu realistycznie, ładnie i sprawnie przedstawioną fabułę. Po wierzchu. Jest to, rzecz jasna, kwestia wyboru, jakiego dokonuje reżyser, i co tu dużo gadać, ma do tego prawo.

Dlatego zachęcam do obejrzenia. Sławomir Holland, bydgoskiej publiczności dobrze już znany, zagrał wyśmienicie - nie sądzę, by ktoś chciał spotkać wykreowaną przez niego postać na żywo. Okropny ten Vladmir. Jak memento - zatrzymaj, człowieku, wszystkie swoje rady dla siebie, bo będziesz taki jak ja... Kiedy tylko wchodzi, już wiadomo, że coś z jego bohaterem jest nie tak - od samego początku dziwnie przygląda się przyjaciołom - niby to niechcący robi pauzy, zawiesza głos. Towarzyszą mu aktorzy, którzy nieco później związali się z naszym teatrem, ale też już pojawiali się na scenie: Dorota Androsz, Marcin Sitek i Rafał Kwietniewski. Wszyscy świetni, wyraziści. Pozostaje życzyć, by nadal szło tak dobrze.

Dodajmy jeszcze, że to polska prapremiera - nikt dotąd tej sztuki u nas nie wystawił. A że jest to jeden z najlepszych, napisanych niedawno dramatów słoweńskich, mamy szansę zobaczyć, jakie problemy dręczą autorów w innych krajach. I stwierdzić, że właściwie bardzo nam bliskie...

Tak więc polecam, choć lepiej, byście Państwo naocznie sprawdzili, czy mam rację. Żeby nie było, że ja wiem, co dla widza dobre.

Matjaż Zupanćić jest Słoweńcem, ma 46 lat, mieszka i pracuje w Lublanie. Od wielu lat należy do cenionych reżyserów. Jako dramaturg debiutował w 1989 roku. Jest trzykrotnym laureatem Nagrody im. Slavka Gruma za najlepszą słoweńską sztukę teatralną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji