Artykuły

Każdy spektakl jest premierą

Odwiedziłam TEATR ŚLĄSKI w Katowicach z początkiem nowego sezonu. Było tuż po premierze "Wyzwolenia". O spektaklu przeczytałam wcześniej w "Polityce", że jest "sukcesem teatru" i że należy go uznać za "triumf inscenizatorski". Sztukę przygotowano w związku ze zbliżającą się rocznicą śmierci poety i dramaturga, który jest patronem katowickiej sceny. Potem obejrzałam spektakl, zapoznałam się nieco bliżej z życiem tego teatru, przewędrowałam jeszcze jego kulisami, porozmawiałam z zespołem. Z ułamków spostrzeżeń i uwag ułożył mi się dzisiejszy kształt katowickiego teatru.

Chciałabym zacząć od "Wyzwolenia". Spektakl rzeczywiście robi wrażenie. Wyspiański należy przecież do autorów trudnych, których sztuki nie zawsze są przejrzyste w swej warstwie tekstowej. "Wyzwolenie" natomiast bije na głowę wszystkie inne tytuły. Mimo to teatr podjął się jego wystawienia. I oto otrzymaliśmy duże, czytelne widowisko, które być może jest dalekie od wizji Wyspiańskiego, ale za to oryginalne. Spektakl jest grany od początku września, co więcej, odbywa się to przy wypełnionej widowni. A więc - sukces.

Teatr im. St. Wyspiańskiego w Katowicach pracuje w specyficznych warunkach. W stolicy Śląska jest jedyną placówką dramatyczną. Dwie sceny - duża i kameralna - mają bardzo zróżnicowaną publiczność. Od naukowców, poprzez inteligencję techniczną, młodzież uniwersytecką, do młodzieży szkolnej. Nie, to tylko pozory kompletnej widowni. Duży jej procent stanowi środowisko robotnicze. I kto wie, czy w tym pejzażu węgla i stali nie jest to widz najpowszechniejszy. Tak czy inaczej - każdy spektakl ma inną publiczność, każda sala przedstawia inny przekrój socjalny. Tworzenie takiego teatru nie jest wcale rzeczą łatwą.

W tym miejscu pojawia się pytanie. Z czym teatr podobny do katowickiego ma wyjść do swojego widza? Wydaje się, że każda scena ma do wyboru trzy drogi. Może tworzyć teatr tradycyjny, który opiera się na upodobaniach widza z lat minionych, może sięgać wyłącznie do propozycji współczesnych, może też szukać modelu teatru, który byłby wypadkową różnych stylów i kierunków.

Teatr katowicki sięgnął po tę ostatnią możliwość. Przy czym skłania się często ku szeroko pojętej nowoczesności. Wyraża się to choćby w szukaniu ciekawych rozwiązań inscenizacyjnych i scenograficznych. Pamiętam inscenizację "Anny Kareniny" według Tołstoja, zrealizowaną przez Lidię Zamkow. Sztuka jednogłośnie została uznana przez krytykę za najlepsze przedstawienie ostatnich lat w tym teatrze, a także za wydarzenie w dorobku samej realizatorki. Można by tu również wymienić "Hutników" Bokariewa, za których scenograf Wiesław Lange zebrał sporo życzliwych pochwał. Takich spektakli znalazłoby się więcej. Zostały dostrzeżone i docenione.

Ale każde działanie teatru wyraża przede wszystkim chęć dotarcia do widza. Najszerszego widza. Wiele do powiedzenia ma tu repertuar. Mówi się o nim - "eklektyczny":

- Rzeczywiście, interesuje nas repertuar eklektyczny - mówi dyrektor teatru, Józef Para. - W ubiegłym sezonie mieliśmy na przykład "Porwanie Sabinek" Tuwima, teraz znów przygotowujemy komedię muzyczną "Romans z wodewilu" Władysława Krzemińskiego. Z drugiej strony gramy także wielką klasykę, choćby "Księcia Niezłomnego" czy "Wyzwolenie". Dajemy też sztukę obyczajową, opartą na dobrych wzorach, czy nawet awangardową. Wymienię tutaj "Bank Glembay" Krleży, jako przykład pierwszy, i "Naszą patetyczną" Bijaty, którą będziemy grać w przyszłym roku. Musimy próbować każdego teatru: klasycznego, nowoczesnego, lekkiego. Tego wymaga od nas widz. A zależy nam na każdym.

Trzeba powiedzieć, że ten szacunek dla widza znajduje oddźwięk. Świadczą o tym pełne sale. Oczywiście, jest to także rezultatem pewnej polityki organizacji widowni, współpracy z zakładami pracy. Teatr ma stały kontakt np. z kopalnią "Katowice". Dzięki temu jej pracownicy uczestniczą w każdej premierze. Po spektaklu odbywają się dyskusje. To jakby dalszy ciąg kontaktu z aktorem, ale już mający charakter prywatnej pogawędki. Zespół spotyka się także ze swoją widownią w domach kultury. Dyskusje są żywe, nieraz wręcz zaskakujące. Czasami zdarzy się też rzeczowa krytyka, która często wywiera potem wpływ na artystyczny kształt teatru. A młodzież? Byłam na "Wyzwoleniu" z udziałem licealistów i wiem, że katowicka scena ma dla nich szczególne względy. Trzy razy w tygodniu młodzież ogląda spektakle, które zaczynają się prelekcją, a kończą dyskusją. W ostatnim tygodniu licealiści oglądali "Annę Kareninę", "Wyzwolenie" i "Emigrantów". I tutaj dyskusje są żarliwe. Nadarza się wtedy okazja do konfrontacji sztuki z odbiorcą. Tej wspólnej wymiany zdań nic nie zastąpi. Młodzież to doceniła i zdaje się polubiła ten teatr.

Teatr Śląski rzetelnie zabiega o widza. Daje wszystko, co ma najlepszego. Dobry warsztat reżyserski, ciekawą scenografię. Z teatrem współpracują przecież znakomici twórcy: wspomniana już Lidia Zamkow, prof. Jerzy Kreczmar, państwo Skarżyńscy, Bogdan Poręba, Wiesław Lange. Dodajemy jeszcze aktorstwo. Bo cóż tu mówić o poziomie artystycznym teatru, jeśli nie wspomina się o zespole...

Rozmawiałam z aktorami. Jest to naprawdę dojrzały, ambitny zespół. Bardzo sobie ceni pracę z widzem, a na potwierdzenie tego wypowiada credo, które pozwolę sobie powtórzyć za jednym z aktorów.

- Aktor - powiedziano mi w Teatrze Śląskim - nie może być obojętny, nijaki wobec tego co robi. Wymaga się od niego maksymalnego zaangażowania w każde wyjście na scenę, bez względu na to czy dzieje się to po raz pierwszy, czy dwudziesty któryś. Spektakl nie może być "zautomatyzowany", bo widz się zaraz na tym pozna. I wtedy traci się jego zaufanie. My aktorzy nie możemy sobie na to pozwolić. Dla nas każdy spektakl jest premierą.

Myślę, że ta wypowiedź wystawia teatrowi najlepsze świadectwo.

Jeszcze parę słów o najbliższym repertuarze. Poza "Wyzwoleniem" w reżyserii Józefa Pary, Teatr Śląski przygotowuje "Regułę i wyjątek" Brechta w inscenizacji prof. Jerzego Kreczmara. Tu ciekawostka - sztuka była ponoć wystawiana dotąd tylko jeden raz. Dalej - na dużej scenie można zobaczyć "Pana Geldhaba", którego teatr wystawił z okazji 70-lecia pracy artystycznej Bolesława Mierzejewskiego. W okresie karnawału odbędzie się premiera "Romansu z wodewilu", a na początku roku reż. Bogdan Poręba rozpocznie próby do "Naszej patetycznej". Krzysztof Pankiewicz podejmie reżyserię "Jak się wam podoba" Szekspira, w planach jest też "Intryga i miłość". Zaś Mała Scena wystawi "Staromodną komedię" Arbuzowa, coś Ibsena lub Strindberga i "Kto się boi Wirginii Woolf" Albeego.

Wybaczy czytelnik tę wyliczankę, ale chcielibyśmy go przekonać, że również na najbliższą przyszłość Teatr Śląski przygotowuje ciekawy repertuar o dużych walorach artystycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji